poniedziałek, 5 maja 2014
Rozdział 21 "Idiota, ch*j, frajer."
Nowy Jork... to coś za czym tęskniłam. Jasne słońca wysoko na niebie, zielone drzewa. Brakowało mi tego.
Zatrzymałam się w parku i uśmiechnęłam się do Patrick'a.
-O czym myślisz? - spytał patrząc na mnie.
-Nie chce o tym gadać. - spuściłam głowę.
-Okej. Nie będę nachalny, ale zrób jedną rzecz dla mnie. - dotknął moich pleców.
-Czoo? - zaśmiałam się.
-Spotkaj się ze mną.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł... - pokręciłam głową.
-Nie daj się prosić. - uśmiechnął się do mnie.
-Nie, Patrick nie mogę. - wciąż byłam zaręczona, wciąż miałam narzeczonego.
-Prosze...- spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
-Okej... niech będzie. - ruszyłam w kierunku postoju dla taksówek. - Bądź o osiemnastej pod tym adresem. - zapisałam mu w telefonie.
-Ej! Mieszkam cztery domy dalej. - uśmiechnął się ponownie.
-Hahahaha. - wsiedliśmy do taksówki.
-Dokąd? - spytał kierowca.
-Snac 12A. - Patrick podał adres i ruszyliśmy w drogę.
***
-Dziewietnasta? - spytał.
-Miała być osiemnasta. - poprawiłam go.
-Okej. - cmoknął mnie w policzek i zaczął iść w kierunku domu.
-Ej! Nie powiedziałeś gdzie mnie zabierasz. - krzyknęłam za nim.
-Niespodzianka. - zawołał.
-Ta, ale jak mam się ubrać?
-Wygodnie. - pomachał i zniknął za drzwiami swojego domu. Weszłam do mieszkania i zrozumiałam, że zaczynam nowe życie.
~Dominic~
Idiota. Ch*j. Frajer. Sk*rwysyn. Cymbał. Leżałem na łóżku i myśłałem o tej całej akcji. Nie zrobiłem tego umyślnie. Ta cała Nina mnie namówiła, a ja byłem wstawiony. Pierdolona suka... Kto ją stworzył?! Przez nią straciłem wszystko co miałem, narzeczoną i dziecko. Z jednej strony to moja wina. Pozwoliłem na to. I co z tego wynikło? Spierdoliłem wszystko.
Do pokoju wbiegł Matty.
-Stary ubieraj się. - rozkazał mi.
-Pierdol się. - mruknąłem odwracając się do niego tyłem.
-Zamknij pape. I już się ubieraj. No chyba, że nie chcesz odzyskać Izzy. - na dziwięk imienia podniosłem się do pionu.
-To i tak nic nie da. - odpowiedziałem cicho.
-No już na razie nie. Wyjechała. - oznajmił.
-Jak to?! - wyskoczyłem jak oparzny.
-Do Nowego Jorku. Ellen mi powiedziała. Dziś rano miała samolot. - usiadł obok mnie, klepiąc mnie po plecach.
-Muszę się czegoś napić. - wstawszy z łóżka, ruszyłem do kuchni. Wyjąłem z szafki Jack'a Daniels'a, odkręciłem korek i wlałem zawartość do gardła.
-Ogarnij się. - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się, a tam stała Ellen. - Myślisz, że alkohol ukoi twój ból? Powinieneś już dawono siedzieć w samolocie!
-Tęsknisz za nią? - z kanapy podniosł się Eric. - Na co czekasz? Że zaraz wejdzie przez drzwi i rzuci Ci się w ramiona? Chłopaku ona jest daleko! To nie jest wspaniała bajka dla pięciolatków. Tylko pieprzone życie.
-Jeśli na serio chcesz z nią założyć szczęśliwą rodzine, musisz jej to wszystko powiedzieć. - przy ścianie stała Mel wraz z Hope.
-Co wy wszyscy tak na mnie naskoczyliście?! - krzyknąłem rzucając szklanką o blat. - Chce tylko zapomnieć o tym co się wydarzyło! Życie... życie jest do bani! Nara wam! - wyszedłem z domu.
Pobiegłem w kierunku lasu. Biegłem ile siły miałem w nogach. Samochody mijały mnie, a kierowcy patrzyli na mnie jak na idiotę. Tak jestem idiotą! Zraniłem dziewczyne, która była, jest i będzie dla mnie ważna! Nagle z nieba zleciały ciężkie krople deszczu. Obijały mi się o nagą skórę. Dobiegłem do polany, która była schowana między drzewami. Oparłem się o konar drzewa i głośno krzyknąłem.
-Aaaaaaaaa! - uderzyłem pięścią o mokry mech na drzewie. - Pierdolony idiota! Kutwa! - krzyczałem.
~Izzy~
Wyszłam z domu o ustalonej godzinie. Uśmiechnęłam się na widok Patricka. Dopiero teraz zauważyłam jakie ma mięśnie.
-Dokąd mnie zabierasz? - pocałowałam go w policzek.
-Niespodzianka. Chodź. - złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku polany.
Po pięcio minutowym spacerze zauważyłam piękną maszyne. Czarne Kawasaki Ninja stało na środku i lśniło przy świetle zachodzącego słońca, a na nim stały dwa kaski tego samego koloru.
-Co ty chcesz zrobić? - spytałam przerażona.
-Zabieram Cię na wyścig. - uśmiechnął się od ucha do ucha.
-O nie. - zaśmiałam się zdenerwowana.
-No prosze. Nic Ci sie nie stanie.
-Patrick ja mam dziecko. - powiedziałam.
-No chyba widzę. - zaśmiał sie głośno.
-To nie jest śmieszne. - uderzyłam go w ramię.
-Nie no żartuję. Jedziemy na kolację.
-Specjalnie to gadasz bym usiadła na motocykl?
-Nie? Serio żartowałem chciałem zobaczyć twoją reakcję. No wsiadaj. - podał mi kask, a ja go włożyłam. Usiadłszy ja usiadłam za nim. Objelam go w pasie. Silnik zaryczł. A my ruszyliśmy prosto przed siebie.
--------------------
Dedykacja Wiktorii U. która tak niecierpliwie czekała na ten rozdział :*
Krótki, ale jest.
Mam do was proźbę bo tylko 5 osób mi komentuje bloga. :(
Możecie go polecić znajomym? Proszę :(
Nastepny jak napiszę :>
Przepraszam za każdy błąd ale daje z tableta.
Nienormalna :*
No i jeszcze chcę złożyć życzenia mojej koffanej Normalnej. :* Przepraszam, że mnie z Tobą nie było! :(
Subskrybuj:
Posty (Atom)