piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 14. "Od niego też trzymaj się z daleka."



Dzień koncertu.

/Izzy dasz rade, zobaczysz dasz radę./ Dopingowałam siebie w myślach. Za jakieś 10 minut miałam wejść na scenę i zatańczyć mój własny układ. A co do czego przychodzi zapominam kroków! Jak to możliwe? Stres? Tak to stres.
Dowiedziałam się, że Ellen i reszta też tu będą. Nawet Dominc.
-Hej Izzy, wszystko ok? - na moim ramieniu znalazła się męska dłoń.
-Tak wszystko okej. - uśmiechnęłam się szeroko do Sebastian'a. - Dzięki za troskę.
-Nie ma sprawy.
-Ej Seb, zapomniałam Cię przeprosić. - wspomniałam.
-Za co? - spytał zdziwiony.
-Za tą cała sprawę z ginekologiem. Nie miałam chwili by z tobą  o tym pogadać. Ciągle byliśmy czymś zajęci.
-Spoko to nie twoja wina. Wiesz dla mnie to byłby zaszczyt być ojcem tego maleństwa. - uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki.
-Za 5 minut wchodzicie... - oznajmił Scott.
-O nie nie nie nie. - zaczęłam skakać.
-Ej ej spokój. - Seb złapał mnie za ramiona i przytrzymał. - Spokojnie. Ciśśś. Luz. - staliśmy tak przez chwilę.
-Dzięki wielkie. - przytuliłam się do niego. - Jesteś wielki.
-Heh, dobrze wiedzieć. Chodź Diagra poprawi Ci makijaż. - popchał mnie w stronę stylistki
-Aż tak źle wyglądam? - zaśmiałam się.
-Niestety. - uśmiechnął się szeroko.
-Szczerość. - skomentowała Diagra. Była wysoką dziewczyną. Jej włosy były w kolorze różu. Idealnie podkreślone oczy było widać z daleka. Była piękna.
-Poprawisz? - spytał Seb.
-Jasne.
-Tylko szybko bo już wchodzimy. - dodał cicho.
-Spoko.
-Hej Diagra, wiesz może gdzie Daniel? - zaczęłam, gdy Seba odszedł.
-Ona zawsze znika przed koncertem. Chce się uspokoić przed wejściem medytując. Taka no wiesz... - zażartowała.
-No tak. Kumam. - poprawiła mi szybko makijaż, a później popryskała lakierem włosy by się utrzymały.
-Minuta! - krzyknął Xawier. - Izzy chodź.
-Juuuuż. - podbiegłam do nich. Jakże jestem choreografką wybiegam pierwsza. To takie dobijające!
-Wchodzicie. - krzyknął Scott, a ja wbiegłam po schodkach i, gdy byłam na scenie zaczęłam robić salta i gwiazdy. Zatrzymałam się na swoim miejscu. Spojrzałam na Sebastian'a, który stał zaledwie dwa kroki koło mnie. Zrobiło się ciemno. Ludzie gwizdali, krzyczeli i nie tylko. Nagle z góry na metalowej huśtawce zlatywał Justin. Krzyki były jeszcze głośniejsze. Stanął na scenie, a ja podbiegłam by zabrać kurtkę. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Oddałam kurtkę Scott'owi i wróciłam do Justin'a. Oparłam rękę o jego prawe ramie, a Daniel o lewe. Z głośników zaczęła lecieć piosenka "Boyfriend", Jus śpiewał, a my tańczyliśmy przy nim. Później wróciłam na miejsce obok Sebastian'a. Za chwilę miałam wykonać wraz z Daniel główną atrakcje na koncercie. Po prawej i lewej stronie ustawili się pozostali. Okrążyli nas.
-Nie pozwól mi upaść. - szepnęłam do samej siebie. Złapali mnie oraz Dan za nogi i ręce wyrzucając nas w górę. Zrobiłyśmy dwa salta, tak, że ja spadłam po lewej stronie, a ona po prawej. Wybuchły głośne brawa i krzyki. Wszyscy zaczęli skakać, a my razem z nimi.

***

-Ej ludzie! - krzyknął do mikrofonu Justin, gdy koncert już się kończył. Wszyscy z grupy tanecznej byli przebrani w jakieś odjazdowe ciuchy. Ja miałam na sobie sukienkę z czarnym gorsetem i miętowym luźnym spodem. Do tego skórzana kurtka i czarne obcasy. Sebastian był w czarnych rurkach, niebieskiej koszuli, przez nią miał przewiązany luźny krawat. Na głowie full-cap, a na nogach niebiusieńkie nike. - Mój przyjaciel chciałby coś powiedzieć. - do mikrofonu podbiegł Xawier. W zielonych rurkach, czarnej koszuli z zielonym krawatem i czarnych air max'ach.
-Cześć człowieki. Chciałbym coś bardzo ważnego powiedzieć dla pewnej osoby, która siedzi w mojej głowie dzień i noc. - ludzie ucichli. - Jesteś dla mnie jak tlen do życia potrzebna, bez Ciebie żyć nie umiem. Daniel... - uklęk i patrzył wprost na dziewczynę. Ona zaś miała łzy w oczach, które kapały na jej śliwkową sukienkę. Popchnęłam ją w jego stronę. -  Daniel Ford czy zostaniesz moją żoną?
-Uuuu! - ludzie z widowni zaczęli krzyczeć. Daniel dalej płakała.
-Tak. - wyszeptała przez łzy. Xawier włożył pierścionek na jej palec i mocno ją przytulił. Wszyscy bili głośnie brawo.

***

Po skończonym koncercie, który trwał 3 godziny, byłam padnięta. Daniel'a była uśmiechnięta od ucha do ucha. No tak kto ma oświadczyny na koncercie Justin'a Bieber'a? Jejku jak jej zazdroszczę! Tak właśnie miało być z Dominic'iem. Mieliśmy być szczęśliwym małżeństwem, mieć dzieci... no dobra mamy dziecko, ale o tym wiem tylko ja no i mieszkać na górce. To były tylko słowa, głupie słowa.
-Izzy słuchasz? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Jus'a.
-Przepraszam wyłączyłam się na chwilę. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Idziemy oblać oświadczyny. Idziesz z nami? - spytał.
-N... - nie skończyłam bo przerwał mi Sebastian.
-Nie masz jutro sprawdzianu z gegry? - puścił do mnie oczko.
-Tak chyba tak, ale mogę iść z wami. - ponownie się uśmiechnęłam.
-To dobrze. - Jus przytulił mnie do siebie. - Chodźcie. - ruszyliśmy przytuleni do siebie.
-Zabije. - wysyczał zdenerwowany Sebastian.
-Mówiłeś coś? - Justin odwrócił się do niego.
-Mówiłem, że słodko wyglądacie razem. - uśmiechnął się teatralnie.
-Cieszę się. - wyszliśmy tylnymi drzwiami. Było pełno fanów. Dobrze, że Jus ma ochronę. Przeszliśmy do samochodu. Usiadłam z przodu obok Jus'a, a Xawie, Daniel i Sebastian z tyłu.
-Kocham Cię. - usłyszałam z tyłu głos Daniel. Gdy przejeżdżaliśmy obok fanów zauważyłam Ellen przytuloną do Matt'a i Dominic'a z... Megan.
-O k*rwa... Jak on mógł. - wyszeptałam. Z moich oczu popłynęły łzy. Siedzący za mną Sebastian zauważył to i skierował wzrok w tą samą stronę co ja.
Po chwili dostałam sms'a.

"Od: Grzywacz.
Kto to?"

Zapewne nie chciał przy nich o tym gadać. Odpisałam.

Do:Grzywacz.
Ojciec dziecka ze szkolną k*rwą"


Ponownie popłynęły łzy, a chwilę potem dostałam kolejnego sms'a.

"Od:Ellenka:*
To nie tak jak myślisz"


Nie spodziewałam się tego. Nie spodziewałam się, że mnie widzieli.

"Do:Ellenka:*
Nie chce was znać."

Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy.
-Izzy?
-Tak? -nadal miałam zamknięte oczy.
-Wszystko ok? - dłoń Jus'a znalazła się na moim kolanie.
-Tak jest ok. - uśmiechnęłam się mimowolnie.
-To dobrze.

***

-Super. Jak ja wrócę? - spytałam Justin'a.
-No kochanie zapomniałem. Przepraszam. - zbliżył się do mnie, a ja poczułam smród alkoholu. Zrobiło mi się nie dobrze. Wybiegłam do łazienki. Zwróciłam obiad. Umyłam zęby zapasową szczoteczką, która leżała u Jus'a i wróciłam.
-Spoko. Wrócę piechotą. - zaczęłam wkładać płaszcz.
-Ja Cię odwiozę. - koło mnie stanął Sebastian.
-A ty nie piłeś? - spytałam podejrzanie.
-Nie. Wiedziałem, że nasza Super Gwiazda nie wytrzyma bez alkoholu, wiec zrezygnowałem. - uśmiechnął się.
-No niech Ci będzie. - wyszliśmy bez pożegnania.

***


-Czy to nie ten sam chłopak co był na koncercie? - spytał Seb, gdy już byliśmy pod domem, wskazując jakiegoś chłopaka, który siedział na ławce i brzdękał na gitarze.
-Taa to on. - ponownie w oczach zebrały mi się łzy. - Nie chce go znać.
-Frajer co nie? Zostawić Cię samą z dzieckiem dla jakiegoś plastika. To nie chłopak tylko sk*rwysyn. - mówił przez zaciśnięte zęby.
-On nie wie o dziecku... - wyszeptałam.
-Co? Dlaczego? Izzy! - spojrzał na mnie.
-Nie chce mieć nic z nim wspólnego. Nic! - krzyknęłam i wybiegłam z samochodu cała zalana łzami.
-Izzy. Stój. Przepraszam. - wołał za mną Sebastian.
-Co jej zrobiłeś? - usłyszałam za sobą JEGO głos. Poczułam ukucie w klatce piersiowej.
-Ja? Co JA jej zrobiłem? Lepiej mi powiedz co ty jej zrobiłeś! - krzyknął Seb.
-Co ty możesz wiedzieć? - Dominic stał lekko zdenerwowany.
-A żebyś się zdziwił... wiem więcej niż ty wiedziesz! - /O nie! Seb proszę nie mów tego. Jeszcze nie teraz.../
-Zamknijcie się. Proszę! - przerwałam to. Pierwszy raz od kłótni spojrzałam prosto w oczy Dominic'owi. - Czego tu szukasz?
-Wiedziałem, że Cię złapie... muszę z tobą pogadać. - odparł drapiąc się po głowie.
-Nie mamy o czym. Seb jedź już spotkamy się jutro.
-Na pewno?
-Tak. - pocałował mnie w policzek i odjechał.
-Izzy proszę, porozmawiajmy. - Dom złapał mnie za nadgarstki.
-Puść to boli. - w oczach pojawiły się łzy, ale nie przez ból tylko przez uczucia.
-Przepraszam. - puścił. - Izzy ja na prawdę przepraszam! Wybacz mi. - odwróciwszy się od niego, ruszyłam do domu.
-Kocham Cię Izzy Green i wiem, że ty też czujesz do mnie to samo. - wyszeptał. Serce podpowiadało mi " odwróć się i wróć do niego. Kochasz go! Tak samo jak on Ciebie!", a rozum " Idź do domu, nie wnikaj w tego palanta. Wybaczysz i co? Następnego nie znów Cię o coś oskarży. On nie jest Ciebie wart". Płakałam coraz bardziej.
-Przykro mi, ale się mylisz. - weszłam do domu. Osunęłam się po drzwiach i zaczęłam płakać. /Przestań ryczeć! Nie warto./ Powtarzał mi cieniutki głosik.
-Muszę być silna. - powiedziałam do siebie. Wbiegłam do pokoju przebrałam się w luźne ubranie. Włożyłam słuchawki w uszy i wyszłam pobiegać. Babcia tylko uśmiechnęła się do mnie. Biegłam truchtem, aż wpadłam na jakąś lale. Podniosłam wzrok i ujrzałam...
-O proszę... kogo my tu mamy? Naszą tancereczke. - zaśmiała się Megan.
-Śmiejesz się jak prosię. A tak zapomniałam ty masz na drugie Peggy. Świnka Peggy. - założyłam ręce na piersiach i przyglądałam się jak robi się czerwona. - Oo nawet kolor zmieniasz na różowy. Śliczna Peggy!
-Twój chłopczyk nie jest już tobie wierny co? Suczko? - uśmiechnęła się do mnie.
-Malować się nie umiesz? Japier*ole... a może to jakiś nowy styl. Pomadka na zębach. Poczekaj cyknę Ci zdjęcie i dodam na fejsa. - wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie, a ona od
razu zakryła ręką twarz. - A co do "mojego chłopaka" to do takiej suki każdy piesek przyleci. Por*cha i zostawi. A psinka wesoła bo staje się kur*ą.
-Nie dorównujesz mi do pięt. - wysyczała.
-Po jaki ch*j? Nie mam zamiaru dawać tak dupy jak ty! Ile bierzesz za nockę? Mam kilku chętnych.
-Zabije. - rzuciła się na mnie. Upadłyśmy na beton. Na początku nade mną górowała, ale później to ja siedziałam na niej i obijałam jej mordkę.
-Jeszcze masz coś do powiedzenia k*rwo? - spytałam po chwili.
-Spierdalaj suko. - odpowiedziała, a ja przywaliłam jej z liścia.
-Słuchaj na świnko. Jeśli raz zobaczę Cię z moimi przyjaciółmi to wiedz, że z tobą będzie gorzej. - wstałam z niej. Odeszłam wolnym krokiem.
-Przespałam się z Dominic'iem. Nie jest takim aniołkiem za jakiego się uważa! - krzyknęła za mną. Zebrała się we mnie złość. Wróciłam się do niej i kopnęłam ją z kolanka w brzuch.
-Od niego też trzymaj się z daleka. - pobiegłam w las.

***

Rano wstałam z mocnym bólem głowy. Wzięłam prysznic, przebrałam się. Spojrzałam w lustro. Krzyknęłam. Na mojej twarzy widniała piękna śliwka i rozwalona warga. /No nie źle./ Przypudrowałam oko.
-No prawie nie widać. - powiedziałam. Z ustami nic nie mogłam zrobić. Zostawiłam je takie jakie są. Zeszłam na dół z torbą, skierowałam się do kuchni. Wzięłam jabłko i wyszłam. Na podjeździe czekał już Sebastian.
-Witaj księżniczko. - przywitał się, gdy wsiadłam do samochodu.
-Cześć. - burknęłam. Zapięłam pas.
-Co taka minka? - spojrzałam na niego z uniesioną brwią. - Uuu... A to co?
-Zderzyłam się z drzwiami. - skłamałam.
-Tsaa jasne.
-No tak.
-Niech Ci będzie. Mam dla Ciebie nowinę.
-Jaką?
-Będę uczyć się u Ciebie w szkole.
-Jak to?
-Tak to. Poprosiłem Scott'a by mi załatwił i O. Uczę się. - przytuliłam go do siebie.
-Tak się cieszę. - reszta drogi przeminęła na śmiechu. Sebastian opowiadał jak Justin się napił i lizał młotek. Daniela za to tańczyła ze szczotką, a Xawier położył się do Jus'a łóżka i chciał go zgwałcić.
-No to miałeś ciekawie. - zaśmiałam się.
-Ta ciekawie. Tylko zgadnij kto musiał sprzątać i pilnować by nikt nie zrobił niczego głupiego.
-Zapewne ty. - podjechaliśmy pod szkołę. Było niezłe zamieszanie. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam do nich. Przepchałam się przez ludzi i dotarłam na środek. Stała tam Megan z pobijaną buźką. Szczerze? Wygląda gorzej niż ja. Chociaż to poprawiło mi humor.
-Czego tu szukasz? - warknęła.
-Czego ja szukam? Zaraz ty będziesz szukać ząbków maleńka. - za plecami usłyszałam głośne "uuu".
-Weź przymknij tą jadaczkę bo Ci trochę śmierdzi z niej. - uśmiechnęła się do mnie sztucznie.
-I mówi to osoba, która śmieje się jak świnka. - niektórzy się zaśmiali. - Świnka Peggy, pamiętasz?
-Powiedziałam przecież zamknij się. - podeszła do mnie bliżej, dzieliło nas zaledwie 5 cm.
-Bo co mi zrobisz? Pobijesz? Nie zapominaj, że ja Ci to zrobiłam. I nie miałabym nic przeciwko by zrobić to jeszcze raz.
-Zamknij się suko! - krzyknęła.
-Jak mnie nazwałaś?
-Suka? Tak to idealne słowo opisujące Ciebie. - uśmiechała się pod nosem.
-Nie chciałabym Cię zabić, ale jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz to będzie po tobie.
-Suka. Suka. Suka. Suka. - odeszła ode mnie odwrócona plecami.
-Doigrałaś się. - szepnęłam i złapałam ją za włosy. Pociągnęłam do parteru. - Jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś?
-Nigdy nie będę żałować, że nazwałam Cię suką bo nią jesteś! - dalej ją trzymałam za włosy.
-Jezu jak ja bym chciała Cię zabić.
-Zrób to. Teraz. Już. Czekam. - prowokowała mnie.
-Izzy. Spokojnie. Chodź. - za dłoń złapał mnie Sebastian. - Nie możesz.
-Seb zostaw. - wyrwałam się.
-O jakie to słodkie. Tancerzyk chce Cię zabrać. Ojej. - odezwała się Meg.
-Izzy? - powiedział Seb.
-Tak? - spojrzałam na niego.
-Zajeb jej. - uśmiechną się szeroko.
-Już się robi. - zacisnęłam pięść. Zamachnęłam się, ale nie uderzyłam jej, bo ktoś ją złapał. Podniosłam wzrok. Przede mną stał Dominic, a za nim Ellen a Matt'em.
-Izzy proszę. - powiedział chłopak.
-Puść. - warknęłam.
-Nie. - nadal trzymał.
-Izzy przestań. Przestań udawać kogoś kim nie jesteś. - teraz odezwała się Ellen.
-Skąd wiesz kim jestem?
-Znam Cię. Zbyt dobrze. Przyjaźniłyśmy się pamiętasz? A teraz nawet jeban*go "cześć" mi nie powiesz. Co się z tobą dzieje? Co się stało z moją Izzy? Z Izzy, którą poznałam pierwszego dnia w szkole? - w jej oczach widziałam łzy.
-Ludzie się zmieniają El. A jak zauważyłaś ja też jestem człowiekiem. - podniosłam się z kolan.
-Iz, proszę przestań taka być. - prosił Matty.
-Tęsknie za moją Izzy. - wyszeptał Dominic.
-Twoja Izzy dawno odeszła. - odpowiedziałam mu.
-O jezu! Skończcie już. To jest śmieszne. - wtrąciła się Meg, która stała i otrzepywała spódniczkę z piachu.
-Zamknij się. Nikt nie pytał Ciebie o zdanie.
-Izzy, chodźmy już. -  Sebastian objął mnie w pasie.
-No leć szybko bo tancerzykowi stoi pała. - dodała Peggy. Spojrzałam na Grzywacza, kiwną tylko głową i puścił mnie. Podeszłam do niej. Lekko się wystraszyła.
-Obiecuje, że kiedyś Cię zniszczę. Zobaczysz, - na odchodne plunęłam jej w twarz. Wiem nie wypada, ale nie mogłam już wytrzymać. Odeszłam wolnym krokiem do szkoły.

~Dominic~

-Co się z nią dzieje? - siedziałem przy jednym stoliku z Matt'em i Ellen.
-Nie wiem nigdy taka nie była. No dobra dokuczała Megan, ale nigdy jej nie uderzyła. - mówiła El, a w tej samej chwili do sali weszła Izzy razem z tym pacanem Sebastianem.
-O wilku mowa. - wskazałem widelcem w ich stronę.
-I jeszcze ten typek. Powinien ją trzymać, a nie puszczać. Coś czuje, że widziałam już go gdzieś. - zastanawiała się brunetka.
-A to nie ten tancerz Justin'a? Zdaje mi się, że widziałem go wczoraj na scenie, obok Iz. - wtrącił Matty, który od dłuższego czasu siedział cicho.
-Tak to on. Wiec wiemy co ją tak zmieniło. - śledziłem ich wzrokiem, dopóki moje i Iz spojrzenie się nie spotkały. Odwróciłem szybko wzrok. - Muszę z nią pogadać. - wstałem przewracając przy tym krzesło. Podszedłem do Owen'a.
-Stary potrzebuje samochodu. - powiedziałem.
-I co z tego? - wsadził do buzi kawałek schabowego.
-Proszę. - spojrzałem na niego oczami kota z Shreka.
-Ok trzymaj. Postaw ją do pionu. - mrugnął do mnie okiem.
-Skąd wiesz, że ja?
-Nikt inny by tego nie zrobił.
-Okej. Odstawie go przed końcem lekcji. - ruszyłem w stronę wyjścia. Po drodze złapałem Izzy za ramie.
-Co do ch*ja? - krzyknęła.
-Zamknij się. - warknąłem.
-Nie mów do mnie takim tonem!
-Inaczej z tobą się nie da gadać. Wsiadaj. - wsiedliśmy do nowoczesnej toyoty. Odjechałem w znane nam miejsce.

***

-Po co mnie tu przywiozłeś? - spytała, gdy staliśmy na górce.
-Muszę z tobą pogadać. - zacząłem.
-Już Ci mówiłam nie mamy o czym.
-Jak to nie? Co się z tobą dzieje? Izzy? Proszę. Przestań.
-Co ma się ze mną dziać? - spojrzała na mnie wyczekującym spojrzeniem.
-Zmieniłaś się. Co ten Bieber z tobą zrobił? - podszedłem bliżej.
-On? Nic. - unikała mojego spojrzenia.
-To co się z tobą dzieje?
-Mówiłam, że nic.
-Ale ja widzę. Widzę, że coś jest nie tak! - zaczęła płakać. - Przepraszam nie chciałem krzyczeć. Izzy co mam zrobić byś do mnie wróciła? Tęsknie za tobą. Tęsknie za moim słońcem.
-Chcesz wiedzieć co jest nie tak? - spytała przez łzy.
-Chcę.                                                                                                                                                               
-JESTEM W CIĄŻY! - krzyknęła. - NA DODATEK Z TOBĄ!




--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wow, wyrobiłam się!
Nie mogę uwierzyć, że zdołałam go napisać.
Szczerze? Ten rozdział miał skończyć się inaczej. Ale tak jakoś fajnie to mi się dopasowało.
Mogę was prosić o kilka komentarzy z opinią?
Proszę! Na prawdę ich potrzebuje.
Jeśli zdobędę 4 komentarze dodam kolejny.
Alexis :3


                                                  CZYTASZ = KOMENTUJESZ
                                       4 KOMENTARZE = KOLEJNY ROZDZIAŁ.

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 13."Mam złą wiadomość"




Leże i nasłuchuje się rozmowie. Na dole toczy się wymiana słów między babcią, a ojcem. Odkąd ojciec przyjechał minęło 25 godzin. To zbyt dużo. Zbyt dużo.
Nagle do mojego pokoju wpadł rozzłoszczony Dominic.
-Co to ma być?! - krzyknął rzucając na moje łóżko gazetę.
-O co Ci chodzi? - spojrzałam na niego.
-O co mi chodzi? Nie czytałaś gazety? Looknij główną stronę. - nadal krzyczał.
-Spokojnie. - wzięłam gazetę i zaniemówiłam. Na samym środku widniało moje i Justin'a zdjęcie. A nad nim wielki nagłówek "Czyżby nowa dziewczyna?" - Dom to nie tak jak myślisz. To nic nie znaczy!
-Dla Ciebie to nic nie znaczy?!  Zdradziłaś mnie!
-Ja? Ja Cię zdradziłam. Hahaha śmieszny jesteś. A teraz wyjdź. Wyjdź stąd jak najprędzej. Nie chcę Cię widzieć. - wskazałam palcem w stronę drzwi. - Albo wyjdziesz sam, albo Ci pomogę.
-Izzy to nie tak miało wyglądać, nie chciałem. Proszę, nie, przepraszam. - zauważyłam, że mu zależy.
-Nie Dom. Koniec. Mam dość twojego ciągłego oskarżania mnie. Spieprzyłeś to.
-Nie Izzy proszę.
-Wyjdź! - krzyknęłam.
-Przepraszam. - wyszeptał odchodząc. Dopiero, gdy wyszedł z oczu popłynęły mi łzy. Jak on mógł? Tak bez wytłumaczeń mnie oskarżać. Zadzwonił mój telefon.
-Tak? - spytałam w urządzenie.
-Izzy? Przepraszam. - usłyszałam
-Yyy z kim gadam? - pierwsze podejrzenie padło na Dominic'a, ale to nie mógł być on. Przecież mam jego numer.
-Oj sory. To ja Bieber.
-Aaaaa hej. Co się dzieje?
-Przepraszam za zdjęcie w gazecie.
-To nie twoja wina. Nic byś na to nie poradził.
-Muszę się z Tobą spotkać i przeprosić. A no tak mam jeszcze dla ciebie propozycję.
-Okej, ale gdzie?
-Ta śmierdząca kawiarenka?
-Okej będę czekać. - rozłączyłam się i pobiegłam się przebrać. Gotowa wyszłam bez słowa z domu, jedyne co zauważyłam to babcie wraz z ojcem, którzy siedzieli na sofie i oglądali telewizor.

***

Siedziałam i czekałam na Justin'a. Zamówiłam sobie czekoladę, ale po jednym łyku odstawiłam ją na bok. Spojrzałam na chłopaka siedzącego nieco dalej ode mnie. Przyglądał mi się odkąd tu przyszłam. Nagle wstał od stolika i usiadł na krześle na którym powinien siedzieć Justin.
-Cześć. - przywitał się.
-Eee hej. Znamy się?
-Tak, chodzisz ze mną do jednej klasy.
-Sorry, ale chyba nie nadajemy na tych samych falach. - uśmiechnęłam się grzecznie.
-Nie na prawdę.... - zaczął, ale jakiś głos mu przerwał.
-Nie zrozumiałeś? Ona nie chcę z tobą gadać. - był to JB.
-Okej spoko. - chłopak odszedł.
-Izzy na prawdę przepraszam.
-Oj zamknij się. Eee nie powinieneś się skrywać?
-Eee powinienem, ale mam to w dupie.
-Eee dlaczego?
-Eee sam nie wiem.
-Eee spoko.
-Eee może pójdziemy do mnie? Tam spokojnie pogadamy.
-Eee okej. - ruszyliśmy w stronę auta, ale tym razem nie zobaczyłam Kimberlly tylko jakiegoś czarnego Jeep'a. - A ten jaką nazwę nosi?
-Jake. Jakeuś. Jackob. Wsiadaj.
-Okej.

***

-Jak to? - siedziałam przy stole z kubkiem gorącej herbaty i nie mogłam uwierzyć w słowa Bieber'a.
-Tak to. Greta złamała nogę i nie ma kto prowadzić choreografii. Więc pomyślałem sobie, że może ty... - uśmiechnął się do mnie.
-Ale wiesz. Ja nie jestem zawodową choreografką. W Nowym Yorku prowadziłam zajęcia dla starszych osób, którzy występowali, ale no wiesz... nigdy nie pomagałam przy tańcu dla gwiazdy.
-To nie ma znaczenia. Dla mnie jesteś idealna to powinno wystarczać. - spojrzał mi głęboko w oczy, poczułam chęć pocałowania go. /Stop. Izzy przystopuj. Niedawno zerwałaś z Dom'em. A teraz masz ochotę go pocałować. O nie./ - Przestań o tym myśleć tylko powiedz mi czy się zgadzasz.
-Co masz na myśli mówiąc " przestań o tym myśleć"?
-To. - Jus wstał i zbliżył nasze usta w pocałunku. Miło było. Objęłam go za szyję. Podniosłam się z krzesła, a Jusin podniósł mnie za pupę tak, że oplatałam go nogami. Posadził na stole. Całowaliśmy się dalej. / Nie wiem sama co we mnie wstąpiło. Ale ja chyba jestem zabujana w nim! Tak w Justin'ie! Sama w to nie wierzę, ale tak już jest./ Przestaliśmy się całować. Uśmiechnęłam się pod nosem, tak samo Jus.
-Wiesz przyznam, że to było boskie. - wymamrotałam.
-Ja również tak uważam. Przyznam też, że od dawna o tym myślałem.
-Hahahaha. Zabawne. Nie no na serio mnie rozbawiłeś. Dobra czas wracać do tematu przed tym co się wydarzyło.
-Okej. To chcesz być? - spytał
-Oczywiście. - odpowiedziałam, a on ponownie mnie pocałował. - Mrr koteczku nigdzie Ci nie uciekam.
-Wiem, ale nie chcę stracić żadnej sekundy. - całował mnie delikatnie, było na prawdę magicznie.
-Ej Jus. - zawołał dziewczęcy głos gdzieś za mną. - Oj sory.
-Czego chcesz? - spytał patrząc na Daniel złym wzrokiem.
-Chłopcy i Scott Cię szukają.
-Okej. Zaraz wracam. Nigdzie się nie ruszaj. - pocałował mnie przelotnie i uciekł.
-On na prawdę Cię kocha. - odezwała się Dan.
-Co? O czym ty mówisz?
-Nie udawaj głupią, wiesz, że Justin jest w tobie zabujany po uszy. Gdy wczoraj wyszłaś ciągle o tobie gadał nie dało się zamknąć gęby. Sebastian się wkurzył i włożył mu skarpetkę do buzi.
-Okej. Dobra. Spoko. Dobrze wiedzieć. - wydukałam przez śmiech.
-Mam nadzieję, że Daniela Cię nie zanudziła. - w kuchni ponownie pojawił się Jus.
-Niee tylko powiedziała, że wczoraj zostałeś zakneblowany skarpetką.
-Taaa. Odpłacę mu się. Chodź do pokoju. - pociągnął mnie za rękę.
-A nie mówiłam. - Powiedziała bezgłośnie Dan. Wybuchłam głośnym śmiechem, a po chwili ona dołączyła do mnie. Usiadłam na łóżko. Poczułam się trochę zmęczona, kręciło mi się w głowie.
-Izzy wszystko ok? Trochę zbladłaś. - zaniepokoił się Jus.
-Nie wiem. - zakręciło mi się w głowie. - Muszę do toalety! - wybiegłam z pokoju i zwróciłam całe śniadanie do ubikacji.
-Izzy? Wszystko ok? - zza drzwi słychać było głos Justin'a. - Mogę wejść.
-Nie Justin. Zostań tam. Nie chcę byś widział mnie w tym stanie. - wstałam z kucek i obmyłam twarz zimną wodą. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy, blada twarz. Nie to nie ja. To jakiś sen ja nigdy tak nie wyglądałam. Nigdy. Otworzyłam drzwi i ujrzałam cztery pary  zmartwionych oczu wlepionych we mnie.
-Wszystko ok? - spytał Sebastian.
-Chyba tak. - Justin objął mnie i pocałował w czoło.
-Dziewczyno ty masz straszną gorączkę! - powiedział dość głośno.
-Ciśś głowa mi pęka. - zatkałam uszy kręcą głową.
-To pewnie grypa. - odezwała się Daniel.
-Odwieziesz mnie do domu? - spytałam cicho.
-Nie powinnaś teraz jechać możesz gorzej zachorować. - Sebastian spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem.
-No właśnie. - dodał Xawier. - Chodź położysz się. - zrobiłam krok we właściwą stronę, ale chwilę potem upadłam. Jus i Sebastian od razu do mnie skoczyli.
-Podniosę ją. - ktoś się odezwał.
-Nie. Ja to zrobię. Ty przynieś coś z apteki.- dodał drugi.
-Ale co?
-Nie wiem. Nie znam się na tym! Powiedz, że jest osłabiona i ma straszną temperaturę. - nie mogłam rozróżnić głosów. Wszystko wydawało mi się, że to wszystko oddala się ode mnie. Chociaż nie to ja oddalam się od nich. Mdleje? Umieram?

***

Gdy otworzyłam oczy oślepiło mnie światło. /Gdzie ja jestem? Dlaczego nie mogę poruszać swoimi koniczynami?/ W oddali słyszałam głosy, które prowadziły rozmowę.
-Musimy jej o tym powiedzieć. - nalegał gruby męski głos.
-Ale ona ma dopiero 17 lat! Nie możecie jej o tym powiedzieć załamie się. - ten głos rozpoznam zawsze. To moja babcia. Babcia tu była. Więc jak ona tu jest to musi być też tata.
-O obudziłaś się. - ktoś zauważył, że mrugam oczami. Ten głos. To Daniela. Była tu.
-Jak się czujesz? - spytał kolejny znajomy głos. Sebastian. -Cześć. Obudziła się? - Xawier. Każdy z nich tu był, a z moich przyjaciół nikogo nie ma. Nawet Ellen.
-Hej. - wyszeptałam.
-Chcesz pić? - spytał Sebastian.
-Mhm... - przyniósł szklankę zimnej cieczy. Dopiero, gdy wypiłam kilka łyków zrozumiałam, że moje gardło było wyschnięte. - Dziękuje.
-Pomogę Ci usiąść. - Seb wsunął dłoń pod poduszkę i podniósł ją wraz ze mną do pionu.
-Mogę prosić o wyłączenie tej lampy?
-Jasne. - odezwał się Xawier. Wstał.
-Ja to zrobię. - dłoń Seby zgasiła lampę.
-Ogarnij się. - rzuciła Daniela do bruneta. - Nie zalecaj się do niej. Zajęta jest.
-Jus kazał mi jej pilnować i być na każde zawołanie.  Więc się odwal. - rzucił do niej.
-Ej ej zważaj na słówka. - wtrącił się Xawier. - Nie zapominaj, że to moja dziewczyna.
-Dzień dobry Izzy. - do sali wszedł otyły facet w kitlu. - Nazywam się doktor Harry Mankey.
-Witam. - uśmiechnęłam się do niego, a on odpowiedział mi tym samym gestem.
-Musimy porozmawiać. Na osobności. - spojrzał znacząco w stronę trójki tancerzy.
-Pójdę coś zjeść. - odezwała się Daniela, która jako jedyna zrozumiała przekaz doktora. - Xawier, Seb chodźcie.
-Ja muszę być z nią. - zaprotestował Grzywacz*.
-Sebastian! - krzyknęła Dan.
-Nie okej, niech zostanie. - chłopak uśmiechnął się szeroko i przysiadł na skraju łóżka.
-Izzy, mam zła wiadomość... - zaczął, gdy zostaliśmy tylko we trójkę. - Nie jest łatwo mi to mówić, ale ty...
-Niech pan w końcu to z siebie wydusi. - popędziłam go.
-Jesteś w ciąży. - wypalił.
-Co? Co? Co? Że co? - moje oczy zrobiły się tak wielkie, że o mały włos nie wyszły z orbit. - To nie możliwe.
-A jednak. Przykro mi to mówić, ale możesz usunąć ciąże, chyba, że chcesz nosić w sobie dziecko. -Chce pan żebym zrezygnowała z dziecka? Niee to jest nie możliwe. Coś musiał pan pomylić w wynikach. Ja nie mogę być w ciąży. Chyba, że... - te nagłe bóle brzucha, wymioty, nie chęć do jedzenia, brak okresu. Powinnam dostać go dwa dni po balu. Nie wnikałam w to. - Nie. Nie. Nie. Nie. To sen, to tylko sen. - kręciłam głową. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać.
-Przykro mi. - powiedział odchodząc Harry. Poczułam czyjąś dłoń, która głaskała mnie po plecach.
-Izzy. Nie martw się wszystko będzie dobrze. Obiecuje. Pomogę Ci. - szeptał Sebastian.
-Dziękuje. Tylko proszę nie mów nic reszcie, a w szczególności Justin'owi. Obiecaj mi to.
-Obiecuje. - przytulił mnie do siebie, a ja schowałam twarz w zagłębienie między szyją, a ramieniem.
-Dziękuje.

***

~Tydzień później~

Czas do szkoły. Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, gdy wyszłam przypomniałam sobie, że zapomniałam wziąć ubrań. Owinęłam wilgotne ciało ręcznikiem. Skierowałam się w stronę szafy. Chwyciwszy potrzebne rzeczy, wróciłam do łazienki. Zamykając drzwi zdjęłam ręcznik. Stałam naga przed lusterkiem i przyglądałam się swojemu odbiciu. /Czy możecie uwierzyć, że ja Izzy Green. 17-letnia dziewczyna noszę w sobie dziecko? Dziecko chłopaka, który oskarżył mnie o zdradę? Ja też nie./ Pogłaskałam się delikatnie po brzuchu.
-Cześć kochanie. To ja twoja mamusia. Wiesz? Jesteś teraz częścią mnie. Jesteśmy dwie w jednym ciele. - mówiłam szeptem, ale po chwili zrozumiałam swoją głupotę. Przecież ona Cię nie słyszy. /ONA? Skąd mi się wzięło, że to dziewczynka?/ Zrezygnowana ubrałam się i zeszłam do kuchni.Tam siedział tata. Czytał gazetę.
-Cześć tato. - uśmiechnęłam się do niego. /Tak wybaczyłam mu to. Każdy powinien dostać drugą szanse./
-Cześć kochanie. Jak się czujesz? - wiedziałam, że chodzi mu o ciąże. Był jedną z nielicznych osób, które o tym wiedziały. Dokładnie wiedziały trzy. Sebastian, tata i babcia. Nikt więcej.
-A dobrze. - otworzyłam lodówkę, wzięłam jogurt naturalny. Z szafki wyjęłam płatki musli i wsypałam garść do jogurtu. Wziąwszy łyżkę zaczęłam jeść posiłek.
-To się cieszę. - uśmiechnął się. Był na prawdę przystojnym facetem. Zastanawiam się dlaczego nie znajdzie sobie kogoś nowego.
-Tato...
-Tak córciu? - oderwał się od gazety i spojrzał na mnie.
-Dlaczego nie znajdziesz sobie innej?
-Kocham nadal twoją matkę, Izzy. Nie mógłbym wsadzić kogoś innego na jej miejsce.
-Aha. Spoko. Dobra ja lecę. Przypomnij babci, że ma dziś po mnie przyjechać bo mam USG. - wrzuciłam pusty pojemnik do kosza. Pocałowałam ojca przelotnie w policzek.
-Okej. Trzymaj się. - pobiegłam na górę po torbę i chwilę potem byłam z powrotem. Wyszłam z domu, a moim oczom ukazał się zadziwiający widok. Sebastian stał przy niebieskiej toyocie. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Podeszłam bliżej i cmoknęłam chłopaka w policzek.
-Cóż się stało, że taki wspaniały uśmieszek pan ma?
-Dostałem pozwolenie by odwieźć panią do szkoły, czy panienka się zgadza? - otworzył drzwi od strony pasażera.
-Oczywiście, dla mnie to zaszczyt jechać z panem. - wsiadłam na miejsce, a kilka sekund później Sebastian siedział za kierownicą.
-Czemu się zgodziłeś tak wcześnie mnie zawieźć? Przecież dotarłabym sama.
-Jus kazał mi Cię pilnować przed paparazzi. A ja jestem rannym ptaszkiem. - nadal się uśmiechał.
-Tylko pamiętaj, że dziś mam USG i nie musisz ze mną jechać, babcia po mnie przyjeżdża.
-Oki doki. Jeśli coś Ci wypadnie dzwoń. Jestem na każde zawołanie. - podał mi karteczkę z numerem.
-Dziękuje.
-To mój rozkaz.
-Nie Seb, chodzi mi o całokształt. O to, że nikomu nie powiedziałeś. Że jesteś dla mnie taki miły. - pocałowałam go ponownie w policzek po czym moje policzki poczerwieniały.
-Nie ma za co Iz. - chciałam pogłośnić radio w tym samym czasie co Sebastian. Nasze dłonie się spotkały, przeszedł mnie lekki dreszcz. - Przepraszam.
-Nie no spoko. - od tamtej pory ręce trzymałam daleko od niego, on chyba o tym samym pomyślał bo odsunął się lekko.
-Jesteśmy.  - odezwał się po dłuższej ciszy.
-Dziękuje. - otworzyłam drzwiczki i już wysiadałam, gdy zatrzymał mnie jego głos.
-Izzy...
-Tak? - spojrzałam mu w oczy.
-Uważaj na siebie.
-Masz to jak w banku. - zamknęłam drzwi. Odchodząc spojrzałam przez ramię. Siedział dalej i patrzył. Pomachałam mu. Nie zdążyłam się odwrócić, a wpadłam na jakąś osobę. Ściełam ją wzrokiem. Dopiero po dłuższym czasie rozpoznałam. Owen Black.
-Witaj Izzy.
-Siemanko Owen. Cio tam?
-A nudy, dawno nie było Cię w szkole.
-Aa kłopoty ze zdrowiem.
-Mam nadzieję, że nic poważnego.
-Niee. Dobra Ow spadam. Mam matmę więc wolę być punktualnie. - odeszłam szybszym krokiem.


***

Lekcje minęły spokojnie. Ellen i Matta nie było, a Dominc'a minęłam kilka razy na korytarzu.
Stałam pod szkołą czekając na babcie. Jest już 15.40, a ja jestem na 16.00 umówiona ginekologa. Nie mogłam dużej czekać. Potrzebna mi osoba, która mnie zawiezie, a potem odwiezie. Myśl Izzy myśl. Sebatian. Tak to jest to! Szukając w kieszeni karteczki z jego numerem jakiś samochód podjechał pod sam mój nos.
-Może podwieźć? - spojrzałam w szybę.
-Sebastian! Właśnie do ciebie pisałam. - otworzyłam drzwiczki i wsiadłam. - Skąd wiedziałeś, że będę potrzebować podwózki?
-Intuicja. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Po 15 minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy w kolejce.
-Seb... pamiętasz jak mówiłeś, że mogę na ciebie liczyć? - zaczęłam.
-Num.
-Wejdziesz tam ze mną?
-Ale Izzy, ja nie powinienem.
-Proszę.
-Okej.
-Izzy Green? - zza drzwi wystawała blond głowa.
-Tak to ja. - wstałam.
-Proszę. - wzięłam Sebe za dłoń. Weszliśmy do gabinetu.
-Dzień dobry. Proszę połóż się wygodnie i pociągnij koszulę. - powiedziała brunetka. Pani Dantley.
-Okej. - zrobiłam tak jak kazała. Chwilę potem posmarowała mi brzuch jakimś żelem i jeździła czymś po nim. Dzięki temu widziałam płód.
-Cieszę się, że przyszedł ojciec dziecka. Muszę wypełnić kilka papierów. - pani Dantley spojrzała na Sebastiana, który był czerwony.
-Ale to nie jest ojciec dziecka... - odezwałam się, a ona zrobiła wielkie oczy.



--------------------
 * Grzywacz - przezwisko Sebastiana.




Bum bum xd
Jestem! Wyrobiłam się.
Chodź szczerze przyznam zaczęłam go pisać wczoraj wieczorem.
Zdziwieni jesteście?
Hyhy :D
Mam kilka pytanek:
Czy Izzy powie Dominic'owi, że jest z nim w ciąży?
Ma być dziewczynka, czy chłopczyk?
O co chodzi Sebastian'owi?
Dobrze zrobiła wybaczając ojcu?
To na tyle.
Aaa xd Kolejny? Zapewne za tydzień. Postaram się napisać dość długi.
Alexis :*

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 12 "Staniczek się nie rozepnie"



/Nie to nie może być prawda. Nie. Oby tak nie było. To tylko sen. Głupi sen./ Otwieram ponownie oczy i widzę, widzę go stojącego pod domem. /Czy to możliwe? Oczywiście, że nie. Ja tylko śnie. To się nie dzieje na prawdę./ Otwieram ponownie oczy, nie ma go. Jednak to sen. Jeden z najgorszych. 
Wstałam z łóżka, ruszyłam do łazienki by się orzeźwić. Po prysznicu ubrałam się. Łapiąc leżącą na krześle torbę zeszłam wolnym krokiem na dół. Usłyszałam cichą rozmowę. /O nie ten głos. Kur*a! Jak to możliwe?/ Chwiejnym krokiem weszłam do kuchni. Siedział tam i gadał z babcią. Po moich policzkach poleciały łzy rozmazując tusz. Dlaczego znów pojawił się w moim życiu, już było okej. Ale nie kur*a musiał się pojawić.
-Co ty tu robisz? - wyłkałam przez łzy.
-Izzy... kochanie. - zaczęła babcia.
-Nie ciebie pytam babciu. Tylko jego. - machnęłam głową w stronę TEGO osobnika.
-Iz, przepraszam. Nie chciałem, żałuje tego. - powiedział patrząc mi w oczy.
-Wiesz? Wsadź te słowa sobie w dupę. Nie mam zamiaru tego słuchać. I nie licz na to, że Ci wybaczę. - odwróciłam się do nich plecami i odeszłam. Chwilę potem czyjaś dłoń szarpnęła mną do tyłu.
-Izzy Green! Nie tak Cię wychowałem! - był to ON. Mój walony ojciec. /Po co przyjechał? Po co chce ze mną gadać?/
-Przepraszam, że co? Hahah. Co ty powiedziałeś? - spojrzałam na niego ze szyderczym śmiechem. - Ty wychowałeś mnie na zimną sukę, która nie ma uczuć. To mama była dla mnie oparciem. Dla niej mogłam wszystko powiedzieć, a ty?? Ty chlałeś całymi dniami i nocami! Biłeś mnie i mamę. Zadowolony z tego jesteś? Obiecałam sobie kiedyś ze i ty poczujesz się jak ja kiedyś.
-Izzy. Proszę. Przestań. - babcia zbliżyła się do mnie.
-Nie babciu. Nie przestanę. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego! On jest nikim w moim życiu. Nienawidzę go! - krzyczałam przez łzy.
-Iz, zastanów się co ty mówisz. - Susan położyła mi dłoń na ramieniu. - Mówisz to poprzez złość. Wiem o tym. Wiem jak się czujesz.
-Nie. Nikt nie wie jak się czuje! Nie chce was znać! - wybiegłam z domu wpadając na Dominic'a.
-Co się stało mojej księżniczce? - wytarł palcami moje łzy.
-Mój ojciec przyjechał i chce bym mu wybaczyła. Ale to sukninsyn. Nie mam zamiaru mu wybaczyć.
-Nie rozumiem Cie. - wypalił, a ja spojrzałam mu prosto w oczy. - Ja gdybym mógł spotkać ojca bym rzucił sie mu w ramiona. Nie wnikałbym na to, że zostawił nas bez niczego. Że bił moją młodszą siostrę. Ja byłem mądry bo uciekałem z domu, gdy widziałem tylko jak wraca pijany. On nas nienawidził. Mama zawsze tłumaczyła, że mu to przejdzie. Ale nic! Pewnej nocy wyszedł pijany i już nie wrócił! Ale ja nadal za nim tęsknie! Tęsknię za nim jak kur*a za nikim innym. Iz przemyśl to. Twój ojciec jak wrócił to znaczy, że musi za tobą tęsknić. - /Co? O czym on gada?! Nikt mnie nie rozumie./
-Wiesz co? Wal się! Wszyscy się walcie. Nienawidzę całego świata. - wyrwałam się z jego objęć i uciekłam. Biegłam. Biegłam w nieznane mi strony. Łzy dalej płynęły po policzkach. Zatrzymałam się. Stałam pod szkołą tańca. Załapałam za klamkę. Otwarta. Weszłam do środka. Światło w sali było zapalone. Podeszłam do magnetofonu i sprawdziłam płytę.
-Może być.  - mruknęłam. Położyłam torbę na krzesło. Włączyłam muzykę, próbując się w nią wczuć. Zaczęłam tańczyć. Przestało mi już na czymkolwiek zależeć... Pozostał mi tylko taniec on jest prawdziwą miłością, którą trwać będzie wiecznie, jest pasją i moim sposobem na przetrwanie. Nie zdaje sobie nawet sprawy z tego ile zdołał już mnie uratować. Zmęczona oparłam się o lustro ciężko dysząc. Od ścian obił się odgłos klaskania.
Rozejrzałam się. Nikogo nie widzę. Nagle z ciemnego zakątka wyłonił się blondyn.
-Wiedziałem, że jesteś wspaniała, ale, że aż tak? - zaśmiał się. Po chwili namysłu rozpoznałam ten śmiech.
-Justin Pustin. - zażartowałam.
-Królowa lodu. - odgryzł się. - Nie podejrzewałem, że tak szybko się spotkamy.
-Ja również. - złapałam wodę, którą do mnie rzucił. - Dzięki.
-To opowiadaj dlaczego ukradłaś mi 10 minut próby? - usiadł na podłodze obok moich nóg. Podążyłam w jego ślady.
-Eh... może ty mnie zrozumiesz. Tak więc. - zaczęłam opowiadać od samego początku aż do tego początku.
-To na prawdę dziwna historia. Ale wiedz, że to rozumiem. - powiedział, gdy skończyłam. - Twój chłopak jest głupi.
-Dzięki za opinie. - pierwszy raz w tym dniu uśmiechnęłam się.
-Zacny uśmiech milordzie. - zaśmiał się.
-Danke. - powiedziałam po niemiecku.
-Bitte. - odpowiedział w tym języku. - Może masz ochotę na  czekoladę? - dodał już po polsku.
-Czy ja wiem... Chociaż czemuż nie. Tylko gdzie?
-Zabiorę Cię do mojego pokoju w hotelu. Tylko uważaj na paparazzi. Są wszędzie nie dziwię się, że jeszcze tu nie dotarli.
-Okej to chodźmy. - wstałam. Pomogłam Justin'owi wstać i ruszyliśmy do samochodu. Po drodze zabrałam torbę. Wyjrzałam zza drzwi jak ninja. - Pusto.  - Bieber przeszedł obok mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że ukrył swoją bujną czuprynę pod fulcapem, a na nos nałożył okulary. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. - Na prawdę uważasz, że nikt Cię nie pozna? Człowieku nikt tu nie jeździ takimi mercedesami. Tu mieszkają ludzie bez dużej kasy.
-Przemyślałem już to i wychodzi na to, że prowadzisz samochód.
-Co? Śnisz. Raz jechałam i nigdy więcej nie pojadę. - nagle zza rogu wyszło kilka osób z aparatami. - Czy tak wyglądają paparazzi?
-Ee tak. Wsiadaj za kierownice. - powiedział, gdy się odwrócił. Przebiegliśmy szybko na drugą stronę. Podał mi kluczyki. Odpaliłam szybko auto i z piskiem opon wyjechałam.

***

Po kilku wskazówkach Justin'a dotarłam do hotelu. Ale niestety pod nim aż roiło się od fotografów.
-Ludziów jak mrówków. - zażartowałam.
-Zjebi*ście. - mruknął. - Musimy jakoś wejść tędy.
-Mogę zadać Ci dwa krótkie pytania?
-Jeśli musisz.
-Dlaczego taka gwiazdeczka jak ty nie ma ochrony?!
-Myślisz, że fajnie tak? Chodzi za tobą krok w krok. Nawet do kibla nie mam jak wyjść.
-Okej, dobra. A teraz drugie. Jak do cholery mamy przejść przez to coś. - machnęłam dłonią w stronę tłumu.
-Kopiąc, bić, po prostu uderzaj gdzie popadnie.
-Skoro nalegasz. - wyszliśmy.
-Patrzcie tam jest! - zawołał ktoś i wszyscy ruszyli w naszą stronę.
-Kim ona jest?
-To twoja dziewczyna?
-Jak się nazywa ta młoda dama? -Zdradź nam chociaż skąd się znacie. - zaczęły się pytania. Jedna z osób podeszła do mnie  robiąc mi zdjęcia. /Uderzaj gdzie popadnie./ Przypomniałam sobie słowa Justin'a. Zacisnęłam dłoń w pięść i zamachnęłam się mocno. Cios prosto w twarz. Idealnie.
-Spadać. - krzyknęłam. Doszliśmy, przepraszam raczej dobiegliśmy do drzwi. Bieber otworzył je przede mną. - Justin... - pokręciłam głową w prawo i lewo.
-Słucham Cię Isabel.
-Ile razy mam Ci mówić, że jestem....
-Izzy? - przerwał mi. - Pamiętam, pamiętam tylko się z tb drocze. Ale o co Ci chodzi z tym "Justin" - zaczął naśladować mój głos.
-Nie lubię szlachetnych manier.
-Spoko, spoko, więc będę traktował Cię jak kumpla. - spojrzał na mnie z boku.
-I to mi się podoba.
-Słuchaj stary. - dał mi kuśca w bok. - Ostatnio zaliczyłem kilka fajnych panienek.
-Co?! Juuustin! - zaczęłam go gonić. - Przepraszam, przepraszam. - mówiłam zawsze, gdy na kogoś wpadałam po drodze. - Mam Cię! - złapałam go za ramię.
-Nie tak prędko, maleńka. - przybliżył się do mnie z szerokim uśmiechem. Dłonie położył nad moją głową.
-Jus co chcesz zrobić? - wystraszyłam się lekko.
-Jaa? Niiiic. - nagle jeden z paparazzi wyskoczył zza rogu i zrobił nam zdjęcie. - O w mordę.
-Lepiej chodźmy do pokoju. - powiedziałam.
-Okej. - Bieber zbliżył się jeszcze bardziej, zamknęłam oczy. /Nie. Nie. Nie całuj./ Nie zrobił tego. Po prostu sięgał do klamki.
-Już Ci mówiłem księżniczko, że nie tak prędko.
-Ha ha ha. - udałam śmiech.
-Siemka chłopcy. - przywitał się z chłopakami, którzy siedzieli na sofie i grali w fife.
-Cześć. - powiedział chłopak w ful capie*
-Yo. - machnął głową drugi**.
-Oderwiecie się chociaż na chwilę? - warknął Pustin.
-Sory stary. - powiedzieli na raz. -Ooo, cześć ślicznotko. - uśmiechnął się chłopak z czupryną.
-A przestawić Ci nosek? - spytałam.
-Śliczna, słodka i zadziorna. Ideał. - zaśmiał się w full capie.
-Jus... mogę im coś zrobić? - spojrzałam na blondyna.
-Jasne. Proszę. - podeszłam bliżej i podniosłam prawą pięść do góry.
-Nie zrobi tego prawda? - spytał Czupryniak.
-Zaraz się przekonasz. - zaśmiał się cicho piosenkarz. Nagle do pomieszczenia weszła ***blondynka.
-Cześć Justin. Siema chłopcy. Eee cześć dziewczyno, która chce zrobić coś mojemu chłopakowi. - odwróciłam się w lewo. Stała i patrzyła mi w oczy.
-No dobra. Stop. - Justin podniósł do góry dłoń. - Izzy poznaj Sebastiana. - wskazał na chłopaka w full capie. - Xawier'a i słodką Daniel.
-To mogę już przestawić nosek Xawier'owi? Prooooszę. - spojrzałam na niego niczym kot ze Shreka.
-Przykro mi, ale nie chce mieć chłopaka z krzywym nosem. - odezwała się Daniel.
-Noo dobra.
-Chodź Izzy do kuchni. - Jus złapał mnie za rękę i poprowadził. - Gorąca czekolada i ciasteczka? Do tego film?
-Idealnie.
-Czy dobrze usłyszałem film, ciasteczka? Uuu romantycznie Bieber. - do kuchni wszedł Seb.
-Spadaj cipo. Ja przynajmniej mam kogoś. - Jus spojrzał na mnie ukradkiem i puścił oczko.
-Kochanie długo mam jeszcze czekać? Moje ubranie samo się nie zdejmie, a staniczek się nie rozepnie. - powiedziałam poważnie. Sebastian zrobił się czerwony. Gdy tylko wyszedł wybuchliśmy śmiechem.
-Nie zła jesteś. - przybiłam mu piątkę.

~Dominic~

/Co jej strzeliło do głowy? Dlaczego nie chce uwierzyć, że jej ojciec ją kocha./ Siedziałem w bibliotece i myślałem o Izzy.. Nagle nade mną pojawił się czyjś cień. Odwróciłem się do tyłu i ujrzałem...
-Cześć słodziaku. Co dziś porabiasz? - zapiszczała Megan.
-Nic ciekawego. - odpowiedziałem niechętnie. Nie przepadam za nią.
-Słuchaj robię imprezę może byś wpadł?
-Nie wiem zobaczę. Narka. - wstałem i odeszłam wolnym krokiem.

***

/Dlaczego nie odbierasz? Izzy. Proszę. Mam nadzieje, że wszystko z tobą ok./ Chodziłem w kółko z dziwnymi myślami, które kłębiły mi się w głowie. /Izzy leży z pociętymi dłońmi na białym śniegu./ Potrząsnąłem szybko głową to nie możliwe ona taka nie jest.
-Cześć stary. - do pokoju wszedł Matty.
-Siemson. - usiadłem na łóżku i zakryłem głowę dłońmi.
-Co jest?
-Izzy nie odbiera telefonów. Nie było jej w szkole, a rano się posprzeczaliśmy.
-Ellen też próbowała się do niej dodzwonić. Ale na marne. Była nawet u niej na chacie. Babacia powiedziała, że nie ma jej. - przez słowa Mattheow w mojej głowie pojawiły się kolejne straszne myśli.
-Kur*a! Gdyby nie ja było by inaczej. - wstając kopnąłem krzesło.
-Ej... nie obwiniaj siebie. Mam pomysł, idziemy na imprezę. Trochę się odstresować.
-Nie mogę. Ciągle będę myślami przy Izzy.
-Stary nie karz się prosić dwa razy. - poklepał mnie po ramieniu.

***

Matty namówił mnie. Teraz siedzę narąbany w trzy dupy  i nie wiem co się dzieje. Koło mnie siedzi jakaś blondynka... chwila to Megan.
-Mhmm słodki jesteś, gdy tak na mnie niewinnie patrzysz. - wyszeptała mi do ucha.
-Sso? Troszeczke tu głośno... - wybłąkałem.
-Chodź. - wstając podała mi dłoń. Złapałem ją i ruszyliśmy w stronę schodów. Weszliśmy do pokoju. Popchnęła mnie na łóżko, siadając mi na kolana.
-Meg? Co ty wyprawiasz? - spytałem.
-Ciśśś. - zamknęła mi usta pocałunkiem. - Wiem, że tego pragniesz, tak samo jak ja.
-Nie wiem o czym ty mówisz. - próbowałem się jakoś wydostać, ale na marne. Megan zaczęła mnie rozbierać. Dotykała moją nagą klatę i całowała. Chwilę potem zdjęła z siebie wszystko co miała. Zaczęliśmy się całować. Chciałem przestać, ale moje ciało odmawiało. Przełożyłem ją pod siebie. W jednej sekundzie ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłem się, a tam stał Owen. Dobrze, że miałem spodnie. Nie chciałbym żeby jakiś bęcwał oglądał moje jędrne pośladki.
Odskoczyłem jak poparzony od Meg. Złapałem swoją koszule i zacząłem ją wkładać.
-Zabije Cię gnoju. - wysyczał Owen podbiegając do mnie.
-Za co? Jeśli dobrze słyszałem wy razem już nie jesteście. - podniosłem ręce w geście obronnym.
-Nie chodzi mi o tą sukę. - machnął głową w stronę Megan, która siedziała naga pod kołdrą. - Chodzi mi o Izzy. Dlaczego ty ją tak ranisz? Ona jest idealna! A ty frajerze chciałeś zdradzić ją na imprezie. Taki plan sobie ułożyłaś prawda, Meg? - zwrócił się do niej.
-Spadaj Black. - powiedziała tylko.
-Co jaki plan? Owen o co Ci chodzi? - zerkałem to na niego to na nią.
-Ta sucza od samego początku próbuje Cię rozkochać w sobie.  W tym zawsze przeszkadzała jej Iz. A, gdy nadarzyła się okazja porwała Cię do łóżka. - wytłumaczył mi. - Zadowolony?
-Meg powiedz, że to nie prawda.
-Owen zginiesz. - powiedziała wstając z kołdrą.
-Stary słuchaj to nie tak, że mam coś do ciebie. Ale jeśli zrobisz coś Izzy to wiedz, że nie wyjdziesz z tego cało.
-Dzięki.



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


 *Sebastian Truman - 18 lat. Przyjaciel Justin'a. Tańczy w jego grupie tanecznej.
**Xawier Payne - 19 lat. Przyjaciel Justin'a i Sebastian'a. Chłopak Daniel. Tak samo jak Seb jest w grupie tanecznej.
 ***Daniela Ford - 18 lat. Kumpela Seby i Justin'a. Dziewczyna Xawier'a. Tańczy u Justin'a.


















Ja was naprawdę bardzo przepraszam :c Pisanie idzie mi naprawdę bardzo ciężko :<

Następny prawdopodobnie za tydzień.
Alexis :3


Ps.. Przepraszam za każdy błąd :<
Zachęcam do komentowania :3