sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 23. "Nie żyją. Nie żyją."

23. "Nie żyją. Nie żyją."

~Dominic~

Nie żyją. Nie żyją. Te dwa słowa huczą mi ciągle w głowie. Czym uraziłem Jezusa, że robi mi takie rzeczy? Przecież każdy popełnia błędy, czyż nie prawda? Każdemu należy się kolejna szansa! Każdemu nawet takiemu największemu dupkowi jak ja. Wiem kurwa zraniłem ją, ale dlaczego ucierpiały moje dzieci? Dlaczego?!
Leżąc na łóżku przeglądałem zdjęcia na fb. Nagle dostałem wiadomość:


*Sylvester.
Siema stary! Impreza. Dziś. U mnie. Pełno panienek! Czuj się zaproszony. *

*Dominic.
Sory stary. Nie mam ochoty. *

*Sylvester.
Na pewno nie da się nic zrobić? Stary impreza bez Ciebie to nie impreza.*

*Dominic.
Nie. Nie mam jakoś humoru na imprezy.*

*Sylvester.
Ok ok. Jak zmienisz zdanie, wiesz gdzie mieszkam wiec wpadaj.*

*Dominic.
Dobra. Nara.*

*Sylvester.
No siema.*


Wyłączyłem lapka i przykryłem się kocem po sam nos. Jedna sekunda, jedno słowo spierdoliło moje życie. Straciłem trzy osoby, które są, były i zawsze będą dla mnie ważne. Czy to możliwe, że zostałem bez sensu życia? Nie mam dla kogo żyć? W jednej chwili podniosłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki. Umyłem się dokładnie. W samym ręczniku wszedłem do pokoju. Zajrzałem do szafy. Wybrałem czarne rurki, bluze z napisem "Stupid" i białe force. Wybiegłem z domu potrącając przez przypadek porcelane mamy.
-Kurwa! - krzyknąłem.
-Dominic? - usłyszałem głos mamy z kuchni. Wybiegłem jeszcze szybciej, by nie zauważyła, że to ja. Ruszyłem biegiem w strunę starej kamienicy.
Gdy byłem już na miejscu przystanąłem by złapać oddech.
-Czego tu szukasz? - powiedział jakiś potężny głos.
-Na pewno nie ciebie. - odpowiedziałem. Wyprostowałem się i wszedłem do kamienicy. Drugie piętro pierwsze drzwi po lewej. Zapukałem cicho, a po chwili Mikro stał w drzwiach.
-Pads? - zdziwił się.
-Jak widać. - uśmiechnąłem się do niego.
-Co Cie tu przyciąga? - wpuścił mnie do środka.
-Pięć gramów. - powiedziałem.
-Uuu sporo. - wciągną głośno powietrze.
-Dwie stów do łapy. - dodałem.
-Zaraz wracam. - wszedł do swojego pokoju i po chwili wrócił z mała torebeczką. Dałem mu forse.
-Nara stary. - przybiliśmy żółwika. Dziesięć minut póżniej byłem na imprezie. Bawiłem się świetnie, ale czas zaszaleć. Wszedłem do łazienki i zacząłem wciągać. Chwilę posiedziałem by do mnie to wszystko doszło. Po paru minutach zaczęło mi się jebać w głowie. Chwiejnym krokiem wyszedłem z łazienki, kierując się w dół. Po drodze śmiałem się ze wszystkiego co popadło. Wpadłem na jakąś laskę i zaczeliśmy się całować. A później straciłem głowę i nic nie pamiętam.


~Izzy~

-Wszystko spakowane? - spytał Patrick wchodząc do sali po torby.
-Tak. Chyba tak. - uśmiechnęłam się sztucznie do niego.
-Co się dzieje? - spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
-Nic. - ponownie się uśmiechnęłam.
-Widać, że kłamiesz nos Ci od tego rośnie. - złapał mnie za niego.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne. - powiedziałam sarkaztycznie.
-Dobra kochanie idziemy. - wziął nosidełka z małymi i wyszedł z sali, a ja za nim z torbami. Postawił foteliki w samochodzie, a po chwili zapiął je pasami.
-Skąd wiesz jak to robić? - spytałam siadając na przednim siedzeniu.
-Ale co? - odpowiedział na pytanie pytaniem.
-Zapiąć foteliki.
-Sie wie. - uśmiechnął się sam do siebie.

***

-Dzięki za pomoc. - pocałowałam go w polik, gdy pomógł mi zanieść dzieci do domu.
-Nie ma za co.
-Jest. Znamy się zaledwie kilka dni, a ty już tyle dla mnie zrobiłeś... jak ja Ci się odwdzięczę? - przytuliłam się do niego.
-Przyjdź dziś do mnie na kolacje. - wyszeptał.
-Co? Nie ma mowy. Na pewno nie przyjdę do ciebie z małymi, twoim rodzicom to się nie spodoba. - powiedziałam trochę za głośno.
-Ojca i tak nie ma pracuje tysiące kilometrów od nas. A moja matula się ucieszy. Kocha dzieci. - pogłaskał mnie po włosach. - A bym zapomniał, coś mam dla Ciebie.
-O czym ty mówisz? - spytałam przestraszona.
-Chodź. - złapał mnie za dłonie i zaprowadził do starej sypialni rodziców. Gdy otworzył drzwi nie było za nimi pokoju ze starymi meblami, tylko nowoczesny dziecięcy pokoik.
-Ale jak? - stałam jak wryta.
-Wczoraj jak wyszedłem od ciebie ze szpitala, przypomniałem sobie, że nie masz pokoiku dziecięcego. Chciałem się cofać po klucz, ale dotknąłem kieszeni i on tam był. - zaśmiał się.
-Jesteś kochany! - wskoczyłam mu na szyje.
-Przestań bo mnie udusisz... - odsunął mnie delikatnie.
-Przepraszam. - moje poliki pokryły rumieńce.
-Dobra, słodka ja idę do domu, przygotować kolację. - ucałował mnie w czoło.
-Patrick. - zatrzymałam go w progu.
-Tak? - spojrzał na mnie.
-Przyjdziesz po mnie przed kolacją?
-Oczywiście. - uśmiechnął się.

***

Nie ma jak we własny łóżku... Zatopiłam głowę w mięciutkiej poduszce. Dzieciaki spały, a ja miałam czas dla siebie. Przymknęłam na chwilę oczy, ale nie na długo, ponieważ któreś z moich dzieci zaczęło płakać.
-Super. - mruknęłam. Wstałam pośpiesznie i ruszyłam do pokoju na przeciwko. - Ciśśśś... - uciszyłam małego Fidan'a. - Niuniu... - ucałowałam go w czółko, ale i to nie pomogło. Wyjęłam go z łóżeczka i przeniosłam do swojej sypialni by nie obudził Aiden.
-Co się dzieje, co? - głaskałam go po brzuchu. Poczułam, że strasznie się pręży. Starałam się masować, ale Fidan coraz głośniej płakał. Włączyłam laptopa by sprawdzić co się dzieje. Przeszukałam wiele tekstów na ten temat, ale jeden wydawał się rozsądny - wychodziło na to, że maluszek ma kolkę.
Gdy chciałam wyłączyć facebook'a mój wzrok napotkał dziwną wiadomość, którą udostępniła Ellen "Z rzeki wyłowiono ciało nie jakiego osiemnastoletniego Dominic'a P. Prawdopodobnie skoczył z mostu pod wpływem środków oburzających. Wszystkich jego znajomych zapraszamy na pogrzeb... " po policzkach leciały ciepłe łzy. Czy to możliwe? Czy możliwe jest to, że Dom nie żyje? Nie wiele myśląc złapałam za telefon i zaczęłam wybierać jego numer. Przyłożyłam do ucha... "nie ma takiego numeru." Mój świat legł w gruzach...
-Izzy! - do pokoju wbiegł przestraszony Patrick. - Izzy? Izzy co się dzieje? Co z małym? Dlaczego on tak płacze? Dlaczego ty płaczesz? - stał i przyglądał mi się.
-Fidan ma kolkę, a jego ojciec nie żyje. - z moich oczu popłynęła jeszcze większa fala łez.
-Skąd wiesz?
-Czytałam na necie i dzwoniłam do niego. Telefon nie aktywny.
- wtuliłam się w jego ramię.
-Będzie dobrze. - przytulił mnie mocniej.
-Nie będzie. - mruknęłam.
-Zobaczysz... - pocałował mnie w polik. - Dobra leć się ogarnąć, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść.
-Daj mi piętnaście minut. - wstałam z łóżka. Z szafy wyjęłam zestaw, który sobie wcześniej przygotowałam i ruszyłam do łazienki. Zajęło mi to dziesięć minut, a w tym czasie Patrick ubrał Adise w śliczny różowy zestawik, a Fidan'a w słodką koszule.
-Gotowa? - spytał biorąc małą na ręce.
-Tak... - powiedziałam podnosząc Fidan'a.
-Jesteś tego pewna?
-Nie. - zaśmiałam się.
Wyszliśmy do ogrodu i tylną drogą przeszliśmy do jego domu. Wchodząc do jego ogrodu zauważyłam, że jego podwórko jest z trzy razy większe od mojego. Po prawej stronie stał wielki, otwarty warsztat, a w nim około siedem motocykli. Po lewej dość duży basen, a wokoło niego plac zabaw. A na samym środku piękny, wielki, zielony dom.
-Ładnie tu... - skomentowałam.
-Dzięki. - otworzył przede mną drzwi i wpuścił do środka. Wnętrze było jeszcze piękniejsze. Szare ściany przedpokoju z żółtymi meblami. Weszliśmy jeszcze dalej, do salonu. Ściany krwisto czerwone i czarne meble. Na dużej sofie siedziała dziewczynka* około pięciu  lat. Piękne blond włosy i duże niebieskie oczy, tak jak jej brat. Ale włosy mi się nie zgadzały. Spojrzałam na Patrick'a, on miał brązowe.
-Po mamie. - zaśmiał się widząc moją reakcje.
-Marti. - szepnął do dziewczynki, ale ona była zapatrzona w serial "Sam&Cat". -Poczekaj tam. - szepnął do mnie i pokazał mi miejsce do którego mam iść. Ruszyłam w stronę, którą mi wskazał. Weszłam do przestrzennej jadalni w kolorze zieleni z nutą brązu.
-Ty pewnie jesteś Izzy. - z kuchni wyszła jakaś blondynka.
-Tak. Dzień dobry. - uśmiechnęłam się nie pewnie.
-Witaj Izzy, jestem Agnes mama Patrick'a. - podała mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. - A tak przy okazji, gdzie zgubił się mój syn?
-Siedzi chyba w salonie z siostrą.
-Ahh, nie rozłączni... - zaśmiała się. - Może Ci pomogę z małymi? - spytała patrząc na śpiącego Fidan'a.
-Nie trzeba. - uśmiechnęłam się.
-No dobrze to ja podam kolacje na stół.
-To może ja pomogę pani? - nie chciałam siedzieć bez czynnie.
-To odłóż małego do Patrick'a i wróć do mnie. - ruszyłam do salonu, gdzie zastałam słodki widok. Patrick jednym ramieniem obejmował Marit, a drugim Adise.
-Dokładam ci jeszcze jedno. Idę pomóc twojej mamie. - zaśmiałam się odkładając małego na kolana Pat'a.














* Marina Geske - młodsza siostra Patrick'a, jego oczko w głowie













--------------------


No i jest :)
Ktoś się cieszy? 
Ktoś wg to czyta? :(

Nienormalna







poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 22. "Ale nie żywe. Zbyt wiele stresu..."



~Dominic~

Biała pościel. Poduszka. Kołdra. Gdzie jestem? Przekręciłem się na prawy bok i ujrzałem blond włosy? Stop blond? Znowu zaliczyłem jakąś Blondi? Pff. Same blondyny na mnie lecą.
Wstałem i powoli zacząłem się ubierać. To była tylko zabawa, nic to tego pustaka nie czuje. Izzy - to do niej należy moje serce, to ona jest częścią mojego życia.
-Już idziesz? - usłyszałem za plecami.
-Taa. Nic tu po mnie. - założyłem full capa i wyszedłem.

***

-Dominic! - do pokoju wkroczyła moja młodsza siostrzyczka.
-Nie teraz. - mruknąłem. - Zajęty jestem. - właśnie pisałem jedną z moich piosenek. Nie długo będę miał koncert, więc trzeba wymyślić coś nowego.
-Izzy dzwoni. - powiedziała zamykając drzwi.
-CO?! - wybiegłem za nim, zbiegłem po schodach, a po chwili usłyszałem głośny śmiech.
-Ale ty jesteś głupi. - mała wycierała łzy. - Myślisz, że po tym co jej zrobiłeś ona do ciebie zadzwoni? To ty powinieneś spakować się i do niej pojechać! Rusz tym swoim mózgiem, skoro go tam masz! - krzyczała.
-Co ty możesz wiedzieć o tym? - powiedziałem bardziej do siebie.
-A wiesz? Na pewno wiem więcej od Ciebie! Bo jesteś zadufanym w sobie pajacem! - krzyknęła. Czy ja dobrze usłyszałem? Czy moja kochana młodsza siostrzyczka właśnie podniosła na mnie głos?
-Nie odzywaj się tak do mnie!  - uniosłem głos. Mała skuliła się i ze łzami w oczach uciekła do pokoju.
-Glen! Glen przepraszam. - pobiegłem za nią, ale ona zamknęła przede mną drzwi. - Glen proszę.
-Wyjdź. - usłyszałem jej zapłakany głos.
-Glen! Przepraszam. - szeptałem.
-Wyjdź! - krzyknęła. Uderzyłem z pięści w lusterko wiszące obok drzwi.
-Kurwa! - krzycząc zacząłem kopać porozwalane szkło.
-Dominic. - poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
-Mamo. - przytuliłem się do niej i rozpłakałem jak małe dziecko. - Nie chciałem.
-Wiem Dom, wiem. - głaskała mnie po plecach.
-Co mogę zrobić? - spytałem.
-Jak na razie idź i się połóż. Rano pogadamy. - popchnęła mnie w stronę drzwi.
-Mamo... - zatrzymałem się w progu.
-Tak synku? - spojrzała na mnie swoimi zmęczonymi oczami.
-Kocham Cię.
-Ja Cię też. - uśmiechnęła się blado.
Zamknąłem drzwi i rzuciłem się na łóżko. Spojrzałem na komodę, stało tam NASZE zdjęcie. Zamknąłem oczy bo łzy ponownie się w nich zebrały. Po chwili zasnąłem.

~Izzy~

Podniosłam się z ogromnym bólem głowy. Przetarłam oczy, ziewając. Wyjęłam powoli nogi spod białej kołdry. Podniosłam  się powoli do pionu i ruszyłam wolnym krokiem do kuchni. Usiadłam delikatnie na krześle. Maluszki zaczęły się przekręcać. /Tak w liczbie mnogiej/ Złapałam za dzbanek i powoli nalewałam soku, gdy poczułam ostry ból na dole brzucha. Puściłam go, a on rozbił się na drobne kawałki. Sok ciekł po stole, a po moich nogach leciała ciepła ciecz. ODESZŁY MI WODY! Krzyknęłam do siebie w myśli. Powoli wstałam do blatu i zadzwoniłam po Patricka.
-Proszę przyjedź.
-Samochodem? - spytał zdziwiony.
-Nie kur*a koniem. - mruknęłam, a chwilę później jęknęłam.
-Rodzisz? - znów spytał głupkowato.
-Nie, wiesz? Siedzę na kiblu i sram. Jezu człowieku przyjedź proszę! - rzuciłam telefonem na blat.
Przy pomocy ściany doszłam do salonu. Usiadłam w fotelu. Chwilę później do domu wpadł wystraszony Patrick.
-Izzy? - próbował udawać opanowanego.
-W salonie. - jęknęłam. Zamknęłam oczy i słyszałam ciche słowa.
-Izzy? Izzy kur*a odezwij się! Izzy? - odpływałam.

***

-Izzy? Słyszysz mnie? - pyta jakiś cichy głos. Powoli otworzyłam oczy. Patrze w lewo lamka, w przód nogi, w prawo jakaś babka w kitlu. Stop. NOGI?! Gdzie mój brzuch?! Gdzie moje dzieci?! Czy je straciłam? Boże nie. Po policzkach zaczęły płynąć gorące łzy.
-Gdzie są moje dzieci? - spytałam cicho.
-Za chwilę je zobaczysz. - uśmiechnęła się pielęgniarka.
-To. To. To znaczy, że ich nie straciłam?
-Nie. Oboje są duzi i zdrowi. - pielęgniarka poprawiła mi poduszkę i chwile później wróciła. Po kilku minutach wróciła z dwoma maluszkami w inkubatorze, wraz z nią wszedł Patrick. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i ucałował mnie w czoło.
-Gratulacje. - szepnął.
-Dzięki. - zaśmiałam się cicho. Po chwili trzymałam na rękach małą śliczną dziewczynkę.
-Adisa. - pocałowałam ją delikatnie w czółko.
-Jak? - spytała pielęgniarka
-Adisa. - powtórzyłam.
-Dlaczego Adisa? - spytał Patrick.
-Jej biologiczny ojciec chciał by dziewczynka tak się nazywała po jego praprababci. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-No dobrze, a chłopczyk? - podała mi małego położna.
-Fidan. - powiedziałam cicho, a po chwili dodałam głośniej - Fidan Matheow.
-Dwa imiona? - spojrzała na mnie.
-Tak. - uśmiechnęłam się na wspomnienie.
-A nazwisko?
-Pads. - powiedziałam nie chętnie. - Adisa i Fidan Pads.
-Dobrze. Dzieci pobędą z tobą jeszcze jakiś czas, a później je zabiorę. - no i wyszła.
-Izzy, dlaczego nie ma tu ojca dziecka? - spytał cicho Pat.
-To zwykły frajer. Zdradził mnie z moją najlepsza przyjaciółką dzień po zaręczynach.
 -A wie, że urodziłaś?
-Nie i się nie dowie. - mruknęłam.
-Dlaczego?
-Nie chce by moje słoneczka miały coś wspólnego z tym zdrajcą.
-Ok. Muszę lecieć. Wpadnę wieczorkiem. - pocałował mnie w policzek. - Trzymaj się. - ruszył do drzwi.
-Patrick. - zatrzymałam go w progu.
-Tak? - odwrócił się do mnie.
-Dziękuje. - uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co, mała. - zamknął za sobą drzwi, a ja zostałam z moimi małymi maleństwami. Teraz dla nich żyje.

~Ellen~

Słońce. Woda. Piasek. Przyjaciele. Ognisko. To jest super początek wakacji.
Siedzieliśmy wszyscy wokół ogniska. Śmieliśmy się i piliśmy. Nie którzy piekli kiełbaski, a nie którzy pianki.
Leżałam oparta o kłatkę piersiową Matt'a. Który pił piwo. Usłyszałam wibracje telefonu. Wyjęłam szybko komórkę i odczytałam zawartość wiadomości.



"Od: Izzy<3

Już po wszystkim śliczne dwa bobaski. Proszę nie mów nic Dominic'owi, albo, że maluchy nie urodziły się żywe. Proszę, nie chce go widzieć. Kocham Cię Izzy. :* "

Dlaczego ona karze mi kłamać? Dlaczego ona chce ze mnie zrobić kłamczuchę? Ale czego się nie robi dla przyjaciółki?
-Ellen, wszystko ok? - spytał Matty.
-Nie. - mruknęłam i wymusiłam łzy.
-Co się dzieje? - spytał Dom.
-Izzy urodziła... - przerwałam. -  Ale nie żywe. Zbyt wiele stresu...

----------------------------------------------------------------------

Adisa Pads - Córeczka Izzy i Dominic'a
 Fidan Matheow Pads - Syn Izzy i Dominic'a. Brat Adisy













--------------------------------------



 Bum Bum Bum Cyk Cyk Cyk xd
Jest kochani jest!
Co sądzicie?
Dzięki Wiki za pomoc bez Ciebie bym nie napisała tego :*
Nienormalna <3

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 21 "Idiota, ch*j, frajer."



Nowy Jork... to coś za czym tęskniłam. Jasne słońca wysoko na niebie, zielone drzewa. Brakowało mi tego.
Zatrzymałam się w parku i uśmiechnęłam się do Patrick'a.
-O czym myślisz? - spytał patrząc na mnie.
-Nie chce o tym gadać. - spuściłam głowę.
-Okej. Nie będę nachalny, ale zrób jedną rzecz dla mnie. - dotknął moich pleców.
-Czoo? - zaśmiałam się.
-Spotkaj się ze mną.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł... - pokręciłam głową.
-Nie daj się prosić. - uśmiechnął się do mnie.
-Nie, Patrick nie mogę. - wciąż byłam zaręczona, wciąż miałam narzeczonego.
-Prosze...- spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
-Okej... niech będzie. - ruszyłam w kierunku postoju dla taksówek. - Bądź o osiemnastej pod tym adresem. - zapisałam mu w telefonie.
-Ej! Mieszkam cztery domy dalej. - uśmiechnął się ponownie.
-Hahahaha. - wsiedliśmy do taksówki.
-Dokąd? - spytał kierowca.
-Snac 12A. - Patrick podał adres i ruszyliśmy w drogę.

***

-Dziewietnasta? - spytał.
-Miała być osiemnasta. - poprawiłam go.
-Okej. - cmoknął mnie w policzek i zaczął iść w kierunku domu.
-Ej! Nie powiedziałeś gdzie mnie zabierasz. - krzyknęłam za nim.
-Niespodzianka. - zawołał.
-Ta, ale jak mam się ubrać?
-Wygodnie. - pomachał i zniknął za drzwiami swojego domu. Weszłam do mieszkania i zrozumiałam, że zaczynam nowe życie.

~Dominic~

Idiota. Ch*j. Frajer. Sk*rwysyn. Cymbał. Leżałem na łóżku i myśłałem o tej całej akcji. Nie zrobiłem tego umyślnie. Ta cała Nina mnie namówiła, a ja byłem wstawiony. Pierdolona suka... Kto ją stworzył?! Przez nią straciłem wszystko co miałem, narzeczoną i dziecko. Z jednej strony to moja wina. Pozwoliłem na to. I co z tego wynikło? Spierdoliłem wszystko.
Do pokoju wbiegł Matty.
-Stary ubieraj się. - rozkazał mi.
-Pierdol się. - mruknąłem odwracając się do niego tyłem.
-Zamknij pape. I już się ubieraj. No chyba, że nie chcesz odzyskać Izzy. - na dziwięk imienia podniosłem się do pionu.
-To i tak nic nie da. - odpowiedziałem cicho.
-No już na razie nie. Wyjechała. - oznajmił.
-Jak to?! - wyskoczyłem jak oparzny.
-Do Nowego Jorku. Ellen mi powiedziała. Dziś rano miała samolot. - usiadł obok mnie, klepiąc mnie po plecach.
-Muszę się czegoś napić. - wstawszy z łóżka, ruszyłem do kuchni. Wyjąłem z szafki Jack'a Daniels'a, odkręciłem korek i wlałem zawartość do gardła.
-Ogarnij się. - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się, a tam stała Ellen. - Myślisz, że alkohol ukoi twój ból? Powinieneś już dawono siedzieć w samolocie!
-Tęsknisz za nią? - z kanapy podniosł się Eric. - Na co czekasz? Że zaraz wejdzie przez drzwi i rzuci Ci się w ramiona? Chłopaku ona jest daleko! To nie jest wspaniała bajka dla pięciolatków. Tylko pieprzone życie.
-Jeśli na serio chcesz z nią założyć szczęśliwą rodzine, musisz jej to wszystko powiedzieć. - przy ścianie stała Mel wraz z Hope.
-Co wy wszyscy tak na mnie naskoczyliście?! - krzyknąłem rzucając szklanką o blat. - Chce tylko zapomnieć o tym co się wydarzyło! Życie... życie jest do bani! Nara wam! - wyszedłem z domu.
Pobiegłem w kierunku lasu. Biegłem ile siły miałem w nogach. Samochody mijały mnie, a kierowcy patrzyli na mnie jak na idiotę. Tak jestem idiotą! Zraniłem dziewczyne, która była, jest i będzie dla mnie ważna! Nagle z nieba zleciały ciężkie krople deszczu. Obijały mi się o nagą skórę. Dobiegłem do polany, która była schowana między drzewami. Oparłem się o konar drzewa i głośno krzyknąłem.
-Aaaaaaaaa! - uderzyłem pięścią o mokry mech na drzewie. - Pierdolony idiota! Kutwa! - krzyczałem.

~Izzy~

Wyszłam z domu o ustalonej godzinie. Uśmiechnęłam się na widok Patricka. Dopiero teraz zauważyłam jakie ma mięśnie.
-Dokąd mnie zabierasz? - pocałowałam go w policzek.
-Niespodzianka. Chodź. - złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku polany.
Po pięcio minutowym spacerze zauważyłam piękną maszyne. Czarne Kawasaki Ninja stało na środku i lśniło przy świetle zachodzącego słońca, a na nim stały dwa kaski tego samego koloru.
-Co ty chcesz zrobić? - spytałam przerażona.
-Zabieram Cię na wyścig. - uśmiechnął się od ucha do ucha.
-O nie. - zaśmiałam się zdenerwowana.
-No prosze. Nic Ci sie nie stanie.
-Patrick ja mam dziecko. - powiedziałam.
-No chyba widzę. - zaśmiał sie głośno.
-To nie jest śmieszne. - uderzyłam go w ramię.
-Nie no żartuję. Jedziemy na kolację.
-Specjalnie to gadasz bym usiadła na motocykl?
-Nie? Serio żartowałem chciałem zobaczyć twoją reakcję. No wsiadaj. - podał mi kask, a ja go włożyłam. Usiadłszy ja usiadłam za nim. Objelam go w pasie. Silnik zaryczł. A my ruszyliśmy prosto przed siebie.



--------------------

Dedykacja Wiktorii U. która tak niecierpliwie czekała na ten rozdział :*

 Krótki, ale jest.
Mam do was proźbę bo tylko 5 osób mi komentuje bloga. :(
Możecie go polecić znajomym? Proszę :(
Nastepny jak napiszę :>
Przepraszam za każdy błąd ale daje z tableta.

Nienormalna :*



No i jeszcze chcę złożyć życzenia mojej koffanej Normalnej. :* Przepraszam, że mnie z Tobą nie było! :(

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 20. " Emm no jestem Winx. "



                                                      -Jaka sprawa? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Wiesz jak bardzo Cię kocham?
-Nooo... - nadal nie rozumiałam.
-Izzy Green, czy zostaniesz moją żoną? - uklęknął przede mną i wyjął srebrny pierścionek.
-Co ty mówisz?! - krzyknęłam.
-Pytam, czy wyjdziesz za mnie? - powtórzył pytanie.
-Jesteś tego pewien?
-Jestem najpewniejszym człowiekiem na świecie. - uśmiechnął się do mnie. - To jak?
-Oczywiście! - rzuciłam mu się w ramiona.
-Tak?! - nie dowierzał.
-Jasne. - pocałowałam go namiętnie w usta. Pociągnął mnie z powrotem do sypialni. Położyłam się delikatnie na łóżku, a on zaczął całować mnie po szyi. Powoli zdjął mój sweterek.
-Stój. - zatrzymałam dłoń, gdy chciał zdjąć moją spódnice.
-Dlaczego? - spojrzał na mnie smutno.
-Ostatni raz robiliśmy to cztery miesiące temu. A teraz, dziecko jest większe i nie wiem jak na to zareaguje. - usiadłam zakładając z powrotem sweterek.
-Izzy, spokojnie. Nic nie będzie. Proszę. - pocałował mnie w szyje.
-Nie spokojnie! - krzyknęłam odpychając go.
-Izzy, co się dzieje? - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Sama nie wiem. - zaczęłam kręcić głową. - Boli mnie brzuch.
-Chcesz do szpitala? - spytał cicho.
-Nie nie. W mojej torebce są tabletki. Przynieś je. Szybko. - trzymałam się za brzuch, a łzy płynęły mi po policzkach. Dominic wybiegł do samochodu. Po chwili wrócił z wodą i tabletkami. - Dzięki.
-Połóż się wygodnie. Zaraz dam Ci coś do przebrania się. - zdjęłam spódnice ze sweterkiem. Dom dał mi dresy i jakąś dużą bluzkę.
-Dziękuje. - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Idź spać. - pocałował mnie w czoło. - Dobranoc.
-Branoc. - zamknął delikatnie drzwi.


***



Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po mojej lewej spał Dominic, jego ciemne włosy zakrywały oczy. Nachyliłam się i lekko pocałowałam go w policzek.
-Dzień dobry kochanie. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Witaj słońce. - odwzajemnił mój uśmiech.
-Masz ochotę na śniadanie? - spytałam wychodząc z łóżka. Na podłodze stały torby i walizki. - Co to?
-Twoje ubrania. - powiedział siadając na rogu łóżka.
-Kiedy je wziąłeś?
-Wczoraj jak spałaś, pojechałem do domu po swoje rzeczy, a przy okazji zabrałem twoje.
-Mhm. - schyliłam się i wzięłam jakieś ubrania. -Idziemy dziś do szkoły?
-Niee chce mi się. - mruknął. -Możemy zaprosić paczkę na małą imprezkę.
-Ale bez alkoholu. - uśmiechnęłam się.
-Noo dooobraaa. - wszedł do łazienki, a ja przebrałam się w sypialni. Zeszłam do kuchni i zaczęłam szukać czegoś do jedzenia. Znalazłam chleb tostowy. Otworzyłam lodówkę. Wyjąwszy potrzebne rzeczy zauważyłam na blacie moje zdjęcie.
-Dominic!!!! - krzyknęłam, a chłopak po chwili stał obok mnie. - Co to ma być?!
-Zdjęcie? - stał w samym ręczniku, a jego ciało było mokre. - Ściągnęłaś mnie ty spod prysznica by spytać się co to jest?
-Nie idioto! Dlaczego moje zdjęcie jest na blacie w kuchni? I skąd ty je masz?! - machałam nożem do smarowania.
-Przestań. - zatrzymał moją dłoń. - Zrobiłem Ci któregoś razu. - uśmiechnął się nie pewnie.
-Zabije Cię rozumiesz?! - zaśmiałam się.
-Jasne jasne. - pokazał mi język i uciekł z powrotem pod prysznic. Zaczęłam robić śniadanie.

***

-Pyszne było. - powiedział Dom, gdy przełknął ostatni kęs tosta.
-Dziękuje. - zebrałam talerze i zaniosłam do zlewu. Ktoś zadzwonił do drzwi. - Otworzę! - krzyknęłam. Ruszyłam w kierunku wyjścia. Otworzyłam je, a w nich stała...
-Nina*! Jejku! Stara kupę lat! - rzuciłam się w jej objęcia.
-Omg! Izzy jesteś grubą! - zaśmiała się dziewczyna.
-Serio? No co ty nie wiedziałam! Wchodź! - zaprosiłam ją do środka.
-Jejku jak tu pięknie. - powiedziała z niemal otwartą buzią.
-Kochanie kto przyszedł? - do korytarza wszedł Dominic. - O cześć.
-Tak hej. - Nina lekko się zarumieniła.
-Dominic to moja przyjaciółka z Nowego Jorku, Nina to mój chłopak. - przedstawiłam sobie ich.
-Narzeczony. - poprawił mnie Dom.
-No dobra. Jesteś w ciąży, masz narzeczonego, co jeszcze? - Nin patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
-Emm no jestem Winx. - zaśmiałam się. - A tak w ogóle co ty tu robisz?
-Postanowiłam odwiedzić moją przyjaciółkę i tego szczęściarza. - uśmiechnęła się w stronę mojego chłopaka.
-Aha. A gdzie się zatrzymasz? - przeszliśmy do salonu.
-Z tym jest problem. - usiadła na kanapie.
-Przyniosę coś do picia. - zaproponował Dom, a po chwili wrócił z trzema szklankami zimnego napoju.
-Wspomniałaś, że masz problem z noclegiem. Co powiesz na przenocowanie u nas? - spytał mój narzeczony.
-Nie no. Chyba żartujesz. - dziewczyna patrzyła to na mnie to na Dominic'a.
-Mówię całkiem serio.
-Będę wam tylko przeszkadzać.
-No co ty! Nina! Przecież ja u Ciebie mieszkałam tyle czasu... więc dlaczego ty miałabyś nam przeszkadzać. - odezwałam się.
-Ale... - zaczęła, ale Dom jej przerwał.
-Nie ma żadnego, ale! - objął mnie ramieniem.
-Na pewno nie będę przeszkadzać? - spytała cicho.
-Na stoo pro. - uśmiechnęłam się do niej. - A gdzie twoje bagaże? I skąd wiedziałaś, że tu będę?
-Byłam u twojej babci. Dawała mi wskazówki, a torbę zostawiłam u niej. - rozłożyła się lekko na kanapie.
-No to może ja pojadę po torbę, a wy tu poplotkujcie. - pocałował mnie w policzek i delikatnie pogłaskał brzuszek. - Cześć Nina. - pomachał jej.
-Narka. - gdy Dom wyszedł Nin usiadła przesiadła się obok mnie. - Opowiadaj jaki on jest?
-Dominic? - spojrzałam na nią - Jest idealny.
-Zauważyłam. - uśmiechnęła się pod nosem./ Coś ona kręci... Czyżby podobał jej się Dominic?!/
-Chodź pokaże Ci twój pokój. - weszliśmy na górę. - Wchodź.
-Omg! - krzyknęła na widok pokoju. - Zostaje tu wieczność.
-Heh. - zaśmiałam się cicho. - Może jesteś głodna?
-Szczerze to tak. Od kąd przyleciałam nie miałam niczego w ustach. - odwróciła się do mnie z lekkim grymasem na twarzy.
-Chodź zrobię coś. - ponownie zeszliśmy z powrotem do salonu. - Usiądź. Zaraz przyjdę.


***

Siedziałam pomiędzy moimi przyjaciółmi i się śmiałam. Popijałam wino, a oni piwo. Niektórzy z nich ledwo siedzieli.
-Izzy. - odezwał się Eric.
-Hym? - odwróciłam się do niego.
-Twoja przyjaciółka i twój chłopak zniknęli. - powiedział cicho.
-CO?! - krzyknęłam rozlewając wino na bluzkę. - O rzesz w mordę!
-Idź się przebierz. - poleciła mi Hope.
-Najpierw muszę coś looknąć. - wstałam i ruszyłam schodami do góry. Zajrzałam do mojej sypialni, nikogo nie ma. Szybko przebrałam się w zwiewną czarną sukienkę. Przeszłam do sypialni maluszka. Ich też tam nie było. Ostatni pokój to pokój gościnny. Podeszłam bliżej i z rozmachem otworzyłam drzwi. Na łóżku siedział Dominic, a na jego kolanach Nina. Całowali się. Po policzkach zaczęły płynąć łzy. Zwróciłam się i pobiegłam do sypialni... wyciągnęłam walizkę z ubraniami. Dobrze, że się nie rozpakowałam. Wyszłam z sypialni i zepchałam torbę z schodów. Chciałam już schodzić, gdy czyjaś dłoń mnie zatrzymała.
-Izzy... - usłyszałam jego głos.
-Puść. - rozkazałam. Nie zrobił tego. - Powiedziałam puść! - krzyknęłam. Za jego plecami zauważyłam Ninę. Opartą o framugę. Szeroko się uśmiechała. - Czego się suko szczerzysz?
-Do mnie to było? - syknęła.
-Nie wiesz do tej obok. - uścisk Dominic'a się rozluźnił, więc wyrwałam się i zeszłam na dół. Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy stoją u podnóży schodów. Mina Hope wiele ukazywała. Była pełna troski, ale i też zła.
-Izzy, powiedz, że mogę jej przywalić. - powiedziała cicho.
-Nie Hope zostaw. Gówna się nie rusza... - wzięłam walizkę i ruszyłam do drzwi. Oparłam się o drzwi przyglądając się Ninie. Stała i się uśmiechała. Jak ona mogła?! Moja najlepsza przyjaciółka! Nagle stało się coś w co nigdy bym nie uwierzyła. Ellen podeszła do Niny i uderzyła ją krzycząc przy tym.
-Niespodzianka suko! - zdziwiło mnie to bardzo, bo nigdy bym nie podejrzewała El, że kogoś uderzy. Nin wypluła krew z ust i skoczyła na Ellen. Ta jednak zrobiła unik, a blondynka upadła z hukiem na podłogę. Uklękłam obok.
-Jesteś suką, bezinteresowną suką, która nie potrafi zrozumieć, że ktoś ma lepsze życie. - wyszeptałam w jej twarz. - Sebastian, jesteś trzeźwy? - spytałam, gdy wstałam.
-Taa. - odpowiedział.
-Zawieź mnie do babci. - poprosiłam.
-Jasne mała. - objął mnie ramieniem, a drugą ręką złapał za walizkę.
-Izzy... - usłyszałam Dominic'a.
-Dla Ciebie nie ma już Izzy. - powiedziałam cicho.

***

Leżałam i płakałam. /Dlaczego to zrobił?! Dlaczego mnie zdradził?! Przecież było tak dobrze! No właśnie było.../ Spojrzałam na telefon. 25 wiadomości i 50 nieodebranych połączeń. Wszystko od Dominic'a. Usiadłam na łóżku opierając głowę o ścianę. /Nie mogę tu dużej zostać. Nie mogę... muszę wyjechać jak najdalej stąd./ Niespodziewanie wstałam i zbiegłam po schodach do salonu.
-Tato... - zaczęłam. - Dom w Nowym Jorku stoi pusty?
-Tak. A co?
-Muszę wyjechać. - oznajmiłam szybko.
-Na ile? - wyprostował się.
-Nie wiem. Muszę wszystko przemyśleć. - usiadłam obok niego.
-Dobrze kochanie. - pocałował mnie w czoło. - Zaraz kupimy Ci bilet i zawiozę Cię na lotnisko. 
-Dziękuje. - przytuliłam go mocno. - Pójdę się spakować.

***

Za chwilę mam wejść do samolotu... za chwilę mnie tu już nie będzie... za chwilę wspomnienia zostaną tu na zawsze... za chwilę będę wolna jak ptak.
Czekałam na samolot i przyglądałam się każdej osobie, która mnie mijała. Nie chciałam by ktoś mnie zobaczył na lotnisku. Nie chciałam się z nikim żegnać. Chciałam odlecieć bez pożegnania.
-Osoby lecące samolotem 104 do Nowego Jorku proszone na pokład. - powiedziała babka przez megafon. Podniosłam się ociężale z krzesła. Zabrałam dwie torby i ruszyłam w stronę samolotu. Niespodziewanie ktoś na mnie wpadł.
-Przepraszam Cię bardzo. - spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami. - Śpieszyłem się i nie zauważyłem Cię.
-Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się do niego łagodnie.
-Gdzie lecisz? - spytał - Patrick**.
-Nowy Jork 104. - ruszyłam wolno. - Izzy.
-Oo ja też. - ucieszył się. - Chodź pomogę Ci. - wyrwawszy  mi jedną walizkę zaczął iść na samolot. - Gdzie siedzisz?
-69! - krzyknęłam śmiejąc się.
-Ja 68. Czyżby Bóg mnie polubił. - uśmiechnął się szerzej.
-No jak widać. - weszliśmy na pokład i usiedliśmy na nasze miejsca.

--------------------
 Rozdział jest jaki jest... serio nie wiem co pisać, ale staram się. :)
Jestem ciekawa waszych opinii...
Czy Izzy wróci do Dominic'a?

Czekam na szczere komentarze

Nienormalna, czyli dawna Alexis :*



 -----------------------------------------------------

 *
  


 Nina Bens - przyjaciółka Izzy... jej życie odwróciło się do góry nogami dlatego przyjechała do Izzy.







 **


 Patrick Geske - Chłopak kochający motocykle. Ma młodszą siostrę, którą pilnuje jak oczka w głowie.

środa, 26 marca 2014

Rozdział 19 "Mamusiu jeszcze 5 minut"



~Sebastian~

/Czy to możliwe? Czy możliwe jest to, że ja i Izzy jesteśmy rodzeństwem? Przecież ja chciałem z nią chodzić! Co by było gdybyśmy się o tym nie dowiedzieli?/ Leżałem plackiem na łóżku i oglądałem sufit. Jest wyjebisty wiecie? Dużo można w nim zauważyć.
-Wstawaj! - koło mnie stanął Xawier.
-Kogo my tu mamy? - spojrzałem na niego z uśmiechem.
-Jus chce z tobą pogadać, czeka na sali. - wyszedł.
-Wow! Czeka na mnie przemowa. - wstałem z łóżka. Napisałem sms'a do Eric'a by wpadł do mnie. Boje się, że jak zobaczę tego sukinsyna to jaja mu powyrywam. Przecież on chciał zgwałcić Izzy! Moją siostrzyczkę! No dobra nie wiedzieliśmy o tym wtedy, ale ja coś do niej czułem i nie mogłem pozwolić na to by ktoś taki jak on zrobił coś takiego dla niej. Zbiegłem ze schodów, wszedłem do kuchni.
-Cześć mamuś - cmoknąłem ją w policzek. Przygotowywała pyszną kolacje na dzisiejszy wieczór.
-Zdążysz na kolację? - spytała.
-Jasne. Lece... a mamo. Jak będzie dzwonić Nelania to powiedz jej o kolacji. - wyszedłem z chaty, na chodniku stał Eric. - Siema stary.
-Siemka. - przybiliśmy piątkę.
-Słuchaj. Musisz iść ze mną.
-Gdzie? - spytał wystraszony.
-Muszę załatwić jedną sprawę z gościem, ale jak go zobaczę boje się, że go pozbawię przyrodzenia. - wytłumaczyłem.
-Spoko. - ruszyliśmy w stronę sali, gdzie mieliśmy treningi.
Po 15 minutowej drodze dotarliśmy na miejsce. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, a za mną Eric. Weszliśmy głębiej. Na środku stał Jus, a po bokach wszyscy z zespołu.
-Czego chcesz? - spytałem groźnie.
-Dlaczego odszedłeś z drużyny? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Bo miałem tak kaprys.
-Słuchaj nie chcę się kłócić, przecież byliśmy kumplami! Seb co się z tobą dzieje? - piosenkarz podszedł bliżej.
-Co się ze mną dzieje? O to samo mógłbym Ciebie spytać! Ja przynajmniej mam normalnych przyjaciół, a ty? Grono osób, które są z tobą tylko dlatego, że masz kasę i jesteś sławny! Ciekawe czy słyszeli, że chciałeś zgwałcić Izzy? Wiedzieliście o tym? - spojrzałem po grupce osób, każdy kręcił przecząco głową. – Na dodatek Iz jest w ciąży. Jesteś nikim Bieber. Jesteś laleczką z pieniędzmi i furami, ale przyjaciół za to nie kupisz. - wraz z Eric'em opuściliśmy miejsce.

***

-Witaj kochanie. - pocałowałem Nel w usta.
-Cześć. - uśmiechnęła się szeroko. Przeszliśmy z korytarza do jadalni, gdzie czekała moja mama.
-Mamo. To Nel. Nel to moja mama. - przedstawiłam je sobie.
-Miło mi panią poznać. - Nelania uścisnęła dłoń mamy i lekko się uśmiechnęła.
-Mi również.

~Izzy~

-Rusz się tato! - poganiałam go.
-Jejku po co kazałaś mi się tak odstawić? - ojciec stał przed lustrem i co chwila poprawiał krawat.
-Ma się powody. - uśmiechnęłam się lekko. - Jeszcze on się spóźnia co za bałwan! - chodziłam zdenerwowana. - No w końcu! - krzyknęłam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. - Tato chodź. - pchnęłam go w stronę podwórza.
-Dzień dobry panu. Gustownie pan wygląda. - przywitał się Dom. - Cześć kochanie. - cmoknął mnie w policzek.
-Ta cześć. Wsiadać i jechać. - powiedziałam zła.
-Coś czuje, że to dopiero początek. - zaśmiał się cicho mój chłopak.

***

Staliśmy przed domem Sebastian'a. Tata ciągle próbował się dowiedzieć po co tu przyjechaliśmy.
-Dowiesz aię w swoim czasie. - powtarzałam, a on gadał coś pod nosem.
Zapukałam do drzwi i chwilę potem w progu stał Sebastian.
-Oo już jesteście. - uśmiechnął się szeroko.
-Izzy... co robimy w domu Sebastian'a? - spytał ojciec.
-Dowiesz się w swoim czasie. - powtórzyłam.
-Płyta Ci się zacięła, czy co? - tata zciął mnie wzrokiem. Weszliwszy do środka skierowałam się do salonu.
-Dzień Dobry proszę pani. - uśmiechnęłam się szeroko do mamy Seb. - O cześć Nel. - pocałowałam dziewczynę w policzek. - Tato... przedstawiam Ci... - zacięłam się.
-Alice. - dokończyła jego rodzicielka.
-Alice? - Derek stał jak idiota i się jej przyglądał.
-Derek... - uśmiechnęła się lekko. Ojciec zrobił kilka kroków w jej stronę.
-Alice! - wziął ją w swe ramiona. Mocno ją obiął. - Nie wiesz jak tęskniłem.
-Ty? Taki drań jak ty tęsknił? - Pani Alice spojrzała głęboko w jego oczy.
-Tak. Za taką świruską jak ty, to każdy by tęsknił. - zaśmiał się cicho.
-Ale... wyjechałeś... - twarz kobiety zezłościła się. - Zostawiłeś mnie samą. Na dodatek w ciąży!
-Alice, przepraszam. Mogłem powiedzieć, że jestem żonaty, ale bałem się, że mnie nie zechcesz. - mój ojciec płakał. Rozumiecie?! Płakał! - Gdy wyjechałem ciągle myślałem o tobie. Bałem się wrócić... - ojciec lekko musnął jej usta.
-Hgyhm . - kaszlną teatralnie Seb. - My tu jesteśmy.
-I jesteśmy trochę głodni. - pogłaskałam się po odstającym brzuszku.
-Już już. - usiedliśmy na krzesłach. - Smacznego. - mama Sebastian'a nałożyła nam kolacje i zaczęliśmy jeść.


~3 miesiące później~

-Kochanie... - usłyszałam JEGO głos nad uchem. - Wstawaj.
-Mhmm... - mruknęłam.
-Kochanie. - Dom lekko pocałował mnie w ramie.
-Mamusiu jeszcze 5 minut. - wyszeptałam.
-Nie ma pięciu minut. Wstawaj! - ściągną ze mnie kołdrę odkrywając moje nagie ciało.
-Zimno! Oddawaj mi to! - krzyknęłam.
-Oo nie! - zaczął uciekać po pokoju. Włożyłam szlafrok i weszłam do łazienki. Wchodząc pod prysznic uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Ktoś wszedł za mną do pomieszczenia. - Szzkaaarbieee. - dołączył do mnie pod prysznic. - Śliczna. Słodka. Kochana. Moja. Tylko moja. - całował mnie w szyje.
-Co już zrobiłeś? - spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Ja? Nic. - uśmiechnął się.
-Jasne... jasne. - pomógł mi się umyć, a chwilę potem byliśmy już w drodze do szkoły.
Oczywiście było dawno po ósmej, więc na lekcje dotarłam dwadzieścia minut później.
-Dlaczego się spóźniłaś? - naskoczyła na mnie nauczycielka.
-Kołdra nie chciała mnie puścić. - uśmiechnęłam się i powędrowałam na krzesło. Usiadłam wygodnie słuchając jej przemowy na temat spóźniania się. Niespodziewanie na moim zeszycie znalazła się mała karteczka.

"Co się stało?"

Odpisałam:

"Zaspałam."

Odsunęłam kartkę do Ellen, ale w złym momencie bo nauczycielka to zauważyła.
-Izzy Green! Co to ma być?! Spóźniasz się na lekcje, a na dodatek piszesz sobie liściki?! Do tablicy! - krzyczała. Podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę środka sali. - Napisz mi wszystkie wzory chemiczne sprzed trzech lekcji.
-Jasne już pędzę. - odpowiedziałam.
-Czy ty masz mnie za idiotkę? - stanęła na przeciwko mnie.
-Mam mówić prawdę, czy kłamać? - uśmiechnęłam się chytrze.
-Do dyrektora! - wskazała palcem drzwi.
-Spokojnie, a i palcem się nie pokazuje. - zabrałam torbę spod ławki. - Do widzenia. - pomachałam jej odchodząc.
-Zaczekaj! - zawołał za mną znajomy głos, gdy byłam na korytarzu. Odwróciwszy się ujszałam bliźniaczki.
-Co tam? - przytuliłam je.
-Zasrany motocykl. Nie chciał odpalić. - skarżyła się Mia. Obie były miłośniczkami motoryzacji. Brały udziały w różnych wyścigach.
-Mhm... - uśmiechnęłam się szeroko.
-A ty? - spytała Hope.
-Co ja? - spojrzałam na nią.
-Czemu nie jesteś na lekcji.
-Aaa. Spóźniłam się na lekcje, później przyłapała mnie na pisaniu liścików i no powiedziałam, znaczy ona tak zrozumiała, że jest idiotką. Wysłała mnie do dyrka. - zaśmiałam się. - Dobra ja lecę bo będzie gorszy przypał.
-Narka.
-Paa.
Przeszłam przez korytarz, zapukałam do drzwi gabinetu pani Darky.
-Proszę Izzy. - zawołała zza drzwi. Ygh zapewne nauczycielka ją zawiadomiła o tym, że mam do niej wpaść.
-Dzień dobry. - weszłam do środka i usiadłam na fotelu.
-Witaj. - posłała mi szczery i pełny współczucia uśmiech. - Po raz kolejny nieźle dogadałaś pani Hav.
-Ja tylko się spytałam, czy mam być wobec niej szczera.
-Mhmm. Posłuchaj ostatnio bardzo często znajdujesz się w moim gabinecie. Nie podoba mi się to. Jeśli jeszcze raz się to wydarzy będę musiała wydalić cię ze szkoły. - zapisała coś w notesie.
-Dobrze wiedzieć. Mogę już iść? - wstałam z fotela.
-Jasne. Dowidzenia. - ponownie uśmiechnęła się.
-Taa. - wyszłam trzaskając drzwiami. Było po dzwonku na przerwę, więc moja paczka musi siedzieć pod wierzbą.
Zbiegłam ze schodków i zrobiłam wejście smoka. Przepraszam wyjście. Wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Dom na mój widok uśmiechnął się.
-Kooochaaanieee. - zawołał na cały głos.
-Zamknij się. - kopnęłam go w kostkę.
-Aż tak źle? - spytała Ellen.
-Mało powiedziane. Jeśli jeszcze raz znajdę się w jej gabinecie zostanę wywalona. - usiadłam na kolanach Dominic'a.
-Ale zaraz koniec roku. - odezwała się Nel.
-No właśnie! Jejku ja nie umiem siedzieć cicho. - kręciłam głową.
-Więc musisz uważać. - Dom wyszeptał w moje włosy.
-Ale ja nie umiem. - pogłaskałam się po brzuchu bo dzidziuś się przekręcił.
-To się naucz. - zaśmiał się Seb.
-Zamknij się tam braciszku. - pokazałam mu język.
-Izzy... spotkamy się dziś? - spytała Hope.
-O nie nie nie nie nie! Ona jest dziś moja. - Dom przytulił mnie do siebie.
-Ej nooo. - krzyknęła Ellen.
-Coo? - spytał Eric.
-Jajeczko. - mruknęła cicho.
-A może i dwa, a pomiędzy nimi parówka. - zaśmiał się chłopak.
-Ty to masz mózg! - wybuchłam śmiechem.
-Ja nie mam mózgu! Jestem mężczyzną bez mózgu. - krzyknął Er.
-Tak, tak... to prawda. - zaśmiała się Hope.
-Eeeej! - chłopak objął ją ramieniem.
-Zabieraj te łapy. - strzepnęła jego dłoń.
-Nie złość się piękna. - cmoknął ją w policzek.
-Idiota. - mruknęła.

***

Siedziałam na łóżku i zajadałam się czekoladowymi lodami. Za pół godziny ma przyjść Dominic i chce mnie gdzieś zabrać. W telewizji leciał jakiś durny film.
Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę. - powiedziałam.
-Nie wolno tak gadać z pełną buzią! - do pokoju wszedł Dominic.
-Miałeś być za pół godziny! - rzuciłam w niego łyżeczką.
-Ej! Ja chcę żyć! - krzyknął.
-Sorki. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Spoko. Możemy już iść?
-Daj mi 10 minut tylko się przebiorę.
-Czekam.
-Ej, a jak mam się ubrać? Nie wiem, gdzie mnie zabierasz... - stałam przed szafą szukając czegoś na siebie.
-Ubierz się jak Ci będzie wygodnie, ale i elegancko. - zaśmiał się. Wzięłam odpowiedni strój i weszłam do łazienki.
Po 15 minutach siedziałam już na siedzeniu w samochodzie. Dojechaliśmy na pod wzgórze.
-No chyba nie myślisz, że będę tam wchodziła. - odezwałam się.
-Nie ma takiej potrzeby. - uśmiechnął się pod nosem. Objechał górkę, przed kolejnym zakrętem nałożył mi na oczy chustkę. Dojechaliśmy jeszcze kawałek i pomógł mi wysiąść z samochodu.
-Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, gdy podniósł mnie.
-Nie odzywaj się przez chwilę. - wyszeptał. Postawił mnie i powoli zdjął chustę. Moim oczom ukazało się piękne wnętrze domu. Stałam w kuchni.
-Gdzie jesteśmy? - spytałam cicho.
-U siebie. - objął mnie od tyłu. - Podoba się?
-Co masz na myśli mówiąc "u siebie"? - odwróciłam się do niego przodem.
-To... - wskazał na kuchnie. - Jest nasze.
-To znaczy, że tu mieszkamy?! - krzyknęłam.
-Tak. - uśmiechnął się.
-Jejku! - wtuliłam się w niego.
-Chodź pokaże Ci resztę. - złapał mnie za dłoń i weszliśmy do salonu. Ciemne meble idealnie kontrastowały się z jasnym kolorem. - Masz ochotę zobaczyć naszą sypialnie? - spytał.
-Mhm. - powiedziałam cicho. Weszliśmy po schodach. Pozwolił otworzyć mi drzwi. Powoli nacisnęłam klamkę i ujrzałam śliczny pokój. - Jak to zrobiłeś?! - spojrzałam w jego oczy.
-Z małą pomocą przyjaciół. - uśmiechnął się. - Najlepsze zostawiłem na koniec. - Otworzył drzwi, które znajdowały się w naszej sypialni.  W środku znajdował się słodki dziecięcy pokoik.
-Jejciu…. Kotek to jest boskie. – pocałowałam go w usta.
-Izzy jest jeszcze jedna sprawa… - zaczął.




------------------------------------------------------------------------------------------------------------




Powróciłam :3 
Szczęśliwi?!
Postanowiłam, ze dalej będę ciągnąć te wypociny <3
Ale nie będą zbyt często…
Rozdział jest jaki jest… :<

Jak sądzicie co będzie dalej ? :D

Następny jak będę miała wene :)

Wasza Alexis :*