23. "Nie żyją. Nie żyją."
~Dominic~
Nie żyją. Nie żyją. Te dwa słowa huczą mi ciągle w głowie. Czym uraziłem Jezusa, że robi mi takie rzeczy? Przecież każdy popełnia błędy, czyż nie prawda? Każdemu należy się kolejna szansa! Każdemu nawet takiemu największemu dupkowi jak ja. Wiem kurwa zraniłem ją, ale dlaczego ucierpiały moje dzieci? Dlaczego?!
Leżąc na łóżku przeglądałem zdjęcia na fb. Nagle dostałem wiadomość:
*Sylvester.
Siema stary! Impreza. Dziś. U mnie. Pełno panienek! Czuj się zaproszony. *
*Dominic.
Sory stary. Nie mam ochoty. *
*Sylvester.
Na pewno nie da się nic zrobić? Stary impreza bez Ciebie to nie impreza.*
*Dominic.
Nie. Nie mam jakoś humoru na imprezy.*
*Sylvester.
Ok ok. Jak zmienisz zdanie, wiesz gdzie mieszkam wiec wpadaj.*
*Dominic.
Dobra. Nara.*
*Sylvester.
No siema.*
Wyłączyłem lapka i przykryłem się kocem po sam nos. Jedna sekunda, jedno słowo spierdoliło moje życie. Straciłem trzy osoby, które są, były i zawsze będą dla mnie ważne. Czy to możliwe, że zostałem bez sensu życia? Nie mam dla kogo żyć? W jednej chwili podniosłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki. Umyłem się dokładnie. W samym ręczniku wszedłem do pokoju. Zajrzałem do szafy. Wybrałem czarne rurki, bluze z napisem "Stupid" i białe force. Wybiegłem z domu potrącając przez przypadek porcelane mamy.
-Kurwa! - krzyknąłem.
-Dominic? - usłyszałem głos mamy z kuchni. Wybiegłem jeszcze szybciej, by nie zauważyła, że to ja. Ruszyłem biegiem w strunę starej kamienicy.
Gdy byłem już na miejscu przystanąłem by złapać oddech.
-Czego tu szukasz? - powiedział jakiś potężny głos.
-Na pewno nie ciebie. - odpowiedziałem. Wyprostowałem się i wszedłem do kamienicy. Drugie piętro pierwsze drzwi po lewej. Zapukałem cicho, a po chwili Mikro stał w drzwiach.
-Pads? - zdziwił się.
-Jak widać. - uśmiechnąłem się do niego.
-Co Cie tu przyciąga? - wpuścił mnie do środka.
-Pięć gramów. - powiedziałem.
-Uuu sporo. - wciągną głośno powietrze.
-Dwie stów do łapy. - dodałem.
-Zaraz wracam. - wszedł do swojego pokoju i po chwili wrócił z mała torebeczką. Dałem mu forse.
-Nara stary. - przybiliśmy żółwika. Dziesięć minut póżniej byłem na imprezie. Bawiłem się świetnie, ale czas zaszaleć. Wszedłem do łazienki i zacząłem wciągać. Chwilę posiedziałem by do mnie to wszystko doszło. Po paru minutach zaczęło mi się jebać w głowie. Chwiejnym krokiem wyszedłem z łazienki, kierując się w dół. Po drodze śmiałem się ze wszystkiego co popadło. Wpadłem na jakąś laskę i zaczeliśmy się całować. A później straciłem głowę i nic nie pamiętam.
~Izzy~
-Wszystko spakowane? - spytał Patrick wchodząc do sali po torby.
-Tak. Chyba tak. - uśmiechnęłam się sztucznie do niego.
-Co się dzieje? - spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
-Nic. - ponownie się uśmiechnęłam.
-Widać, że kłamiesz nos Ci od tego rośnie. - złapał mnie za niego.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne. - powiedziałam sarkaztycznie.
-Dobra kochanie idziemy. - wziął nosidełka z małymi i wyszedł z sali, a ja za nim z torbami. Postawił foteliki w samochodzie, a po chwili zapiął je pasami.
-Skąd wiesz jak to robić? - spytałam siadając na przednim siedzeniu.
-Ale co? - odpowiedział na pytanie pytaniem.
-Zapiąć foteliki.
-Sie wie. - uśmiechnął się sam do siebie.
***
-Dzięki za pomoc. - pocałowałam go w polik, gdy pomógł mi zanieść dzieci do domu.
-Nie ma za co.
-Jest. Znamy się zaledwie kilka dni, a ty już tyle dla mnie zrobiłeś... jak ja Ci się odwdzięczę? - przytuliłam się do niego.
-Przyjdź dziś do mnie na kolacje. - wyszeptał.
-Co? Nie ma mowy. Na pewno nie przyjdę do ciebie z małymi, twoim rodzicom to się nie spodoba. - powiedziałam trochę za głośno.
-Ojca i tak nie ma pracuje tysiące kilometrów od nas. A moja matula się ucieszy. Kocha dzieci. - pogłaskał mnie po włosach. - A bym zapomniał, coś mam dla Ciebie.
-O czym ty mówisz? - spytałam przestraszona.
-Chodź. - złapał mnie za dłonie i zaprowadził do starej sypialni rodziców. Gdy otworzył drzwi nie było za nimi pokoju ze starymi meblami, tylko nowoczesny dziecięcy pokoik.
-Ale jak? - stałam jak wryta.
-Wczoraj jak wyszedłem od ciebie ze szpitala, przypomniałem sobie, że nie masz pokoiku dziecięcego. Chciałem się cofać po klucz, ale dotknąłem kieszeni i on tam był. - zaśmiał się.
-Jesteś kochany! - wskoczyłam mu na szyje.
-Przestań bo mnie udusisz... - odsunął mnie delikatnie.
-Przepraszam. - moje poliki pokryły rumieńce.
-Dobra, słodka ja idę do domu, przygotować kolację. - ucałował mnie w czoło.
-Patrick. - zatrzymałam go w progu.
-Tak? - spojrzał na mnie.
-Przyjdziesz po mnie przed kolacją?
-Oczywiście. - uśmiechnął się.
***
Nie ma jak we własny łóżku... Zatopiłam głowę w mięciutkiej poduszce. Dzieciaki spały, a ja miałam czas dla siebie. Przymknęłam na chwilę oczy, ale nie na długo, ponieważ któreś z moich dzieci zaczęło płakać.
-Super. - mruknęłam. Wstałam pośpiesznie i ruszyłam do pokoju na przeciwko. - Ciśśśś... - uciszyłam małego Fidan'a. - Niuniu... - ucałowałam go w czółko, ale i to nie pomogło. Wyjęłam go z łóżeczka i przeniosłam do swojej sypialni by nie obudził Aiden.
-Co się dzieje, co? - głaskałam go po brzuchu. Poczułam, że strasznie się pręży. Starałam się masować, ale Fidan coraz głośniej płakał. Włączyłam laptopa by sprawdzić co się dzieje. Przeszukałam wiele tekstów na ten temat, ale jeden wydawał się rozsądny - wychodziło na to, że maluszek ma kolkę.
Gdy chciałam wyłączyć facebook'a mój wzrok napotkał dziwną wiadomość, którą udostępniła Ellen "Z rzeki wyłowiono ciało nie jakiego osiemnastoletniego Dominic'a P. Prawdopodobnie skoczył z mostu pod wpływem środków oburzających. Wszystkich jego znajomych zapraszamy na pogrzeb... " po policzkach leciały ciepłe łzy. Czy to możliwe? Czy możliwe jest to, że Dom nie żyje? Nie wiele myśląc złapałam za telefon i zaczęłam wybierać jego numer. Przyłożyłam do ucha... "nie ma takiego numeru." Mój świat legł w gruzach...
-Izzy! - do pokoju wbiegł przestraszony Patrick. - Izzy? Izzy co się dzieje? Co z małym? Dlaczego on tak płacze? Dlaczego ty płaczesz? - stał i przyglądał mi się.
-Fidan ma kolkę, a jego ojciec nie żyje. - z moich oczu popłynęła jeszcze większa fala łez.
-Skąd wiesz?
-Czytałam na necie i dzwoniłam do niego. Telefon nie aktywny.
- wtuliłam się w jego ramię.
-Będzie dobrze. - przytulił mnie mocniej.
-Nie będzie. - mruknęłam.
-Zobaczysz... - pocałował mnie w polik. - Dobra leć się ogarnąć, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść.
-Daj mi piętnaście minut. - wstałam z łóżka. Z szafy wyjęłam zestaw, który sobie wcześniej przygotowałam i ruszyłam do łazienki. Zajęło mi to dziesięć minut, a w tym czasie Patrick ubrał Adise w śliczny różowy zestawik, a Fidan'a w słodką koszule.
-Gotowa? - spytał biorąc małą na ręce.
-Tak... - powiedziałam podnosząc Fidan'a.
-Jesteś tego pewna?
-Nie. - zaśmiałam się.
Wyszliśmy do ogrodu i tylną drogą przeszliśmy do jego domu. Wchodząc do jego ogrodu zauważyłam, że jego podwórko jest z trzy razy większe od mojego. Po prawej stronie stał wielki, otwarty warsztat, a w nim około siedem motocykli. Po lewej dość duży basen, a wokoło niego plac zabaw. A na samym środku piękny, wielki, zielony dom.
-Ładnie tu... - skomentowałam.
-Dzięki. - otworzył przede mną drzwi i wpuścił do środka. Wnętrze było jeszcze piękniejsze. Szare ściany przedpokoju z żółtymi meblami. Weszliśmy jeszcze dalej, do salonu. Ściany krwisto czerwone i czarne meble. Na dużej sofie siedziała dziewczynka* około pięciu lat. Piękne blond włosy i duże niebieskie oczy, tak jak jej brat. Ale włosy mi się nie zgadzały. Spojrzałam na Patrick'a, on miał brązowe.
-Po mamie. - zaśmiał się widząc moją reakcje.
-Marti. - szepnął do dziewczynki, ale ona była zapatrzona w serial "Sam&Cat". -Poczekaj tam. - szepnął do mnie i pokazał mi miejsce do którego mam iść. Ruszyłam w stronę, którą mi wskazał. Weszłam do przestrzennej jadalni w kolorze zieleni z nutą brązu.
-Ty pewnie jesteś Izzy. - z kuchni wyszła jakaś blondynka.
-Tak. Dzień dobry. - uśmiechnęłam się nie pewnie.
-Witaj Izzy, jestem Agnes mama Patrick'a. - podała mi dłoń, a ja ją uścisnęłam. - A tak przy okazji, gdzie zgubił się mój syn?
-Siedzi chyba w salonie z siostrą.
-Ahh, nie rozłączni... - zaśmiała się. - Może Ci pomogę z małymi? - spytała patrząc na śpiącego Fidan'a.
-Nie trzeba. - uśmiechnęłam się.
-No dobrze to ja podam kolacje na stół.
-To może ja pomogę pani? - nie chciałam siedzieć bez czynnie.
-To odłóż małego do Patrick'a i wróć do mnie. - ruszyłam do salonu, gdzie zastałam słodki widok. Patrick jednym ramieniem obejmował Marit, a drugim Adise.
-Dokładam ci jeszcze jedno. Idę pomóc twojej mamie. - zaśmiałam się odkładając małego na kolana Pat'a.
* Marina Geske - młodsza siostra Patrick'a, jego oczko w głowie
--------------------
No i jest :)
Ktoś się cieszy?
Ktoś wg to czyta? :(
Nienormalna
sobota, 28 czerwca 2014
poniedziałek, 9 czerwca 2014
Rozdział 22. "Ale nie żywe. Zbyt wiele stresu..."
~Dominic~
Biała pościel. Poduszka. Kołdra. Gdzie jestem? Przekręciłem się na prawy bok i ujrzałem blond włosy? Stop blond? Znowu zaliczyłem jakąś Blondi? Pff. Same blondyny na mnie lecą.
Wstałem i powoli zacząłem się ubierać. To była tylko zabawa, nic to tego pustaka nie czuje. Izzy - to do niej należy moje serce, to ona jest częścią mojego życia.
-Już idziesz? - usłyszałem za plecami.
-Taa. Nic tu po mnie. - założyłem full capa i wyszedłem.
***
-Dominic! - do pokoju wkroczyła moja młodsza siostrzyczka.
-Nie teraz. - mruknąłem. - Zajęty jestem. - właśnie pisałem jedną z moich piosenek. Nie długo będę miał koncert, więc trzeba wymyślić coś nowego.
-Izzy dzwoni. - powiedziała zamykając drzwi.
-CO?! - wybiegłem za nim, zbiegłem po schodach, a po chwili usłyszałem głośny śmiech.
-Ale ty jesteś głupi. - mała wycierała łzy. - Myślisz, że po tym co jej zrobiłeś ona do ciebie zadzwoni? To ty powinieneś spakować się i do niej pojechać! Rusz tym swoim mózgiem, skoro go tam masz! - krzyczała.
-Co ty możesz wiedzieć o tym? - powiedziałem bardziej do siebie.
-A wiesz? Na pewno wiem więcej od Ciebie! Bo jesteś zadufanym w sobie pajacem! - krzyknęła. Czy ja dobrze usłyszałem? Czy moja kochana młodsza siostrzyczka właśnie podniosła na mnie głos?
-Nie odzywaj się tak do mnie! - uniosłem głos. Mała skuliła się i ze łzami w oczach uciekła do pokoju.
-Glen! Glen przepraszam. - pobiegłem za nią, ale ona zamknęła przede mną drzwi. - Glen proszę.
-Wyjdź. - usłyszałem jej zapłakany głos.
-Glen! Przepraszam. - szeptałem.
-Wyjdź! - krzyknęła. Uderzyłem z pięści w lusterko wiszące obok drzwi.
-Kurwa! - krzycząc zacząłem kopać porozwalane szkło.
-Dominic. - poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
-Mamo. - przytuliłem się do niej i rozpłakałem jak małe dziecko. - Nie chciałem.
-Wiem Dom, wiem. - głaskała mnie po plecach.
-Co mogę zrobić? - spytałem.
-Jak na razie idź i się połóż. Rano pogadamy. - popchnęła mnie w stronę drzwi.
-Mamo... - zatrzymałem się w progu.
-Tak synku? - spojrzała na mnie swoimi zmęczonymi oczami.
-Kocham Cię.
-Ja Cię też. - uśmiechnęła się blado.
Zamknąłem drzwi i rzuciłem się na łóżko. Spojrzałem na komodę, stało tam NASZE zdjęcie. Zamknąłem oczy bo łzy ponownie się w nich zebrały. Po chwili zasnąłem.
~Izzy~
Podniosłam się z ogromnym bólem głowy. Przetarłam oczy, ziewając. Wyjęłam powoli nogi spod białej kołdry. Podniosłam się powoli do pionu i ruszyłam wolnym krokiem do kuchni. Usiadłam delikatnie na krześle. Maluszki zaczęły się przekręcać. /Tak w liczbie mnogiej/ Złapałam za dzbanek i powoli nalewałam soku, gdy poczułam ostry ból na dole brzucha. Puściłam go, a on rozbił się na drobne kawałki. Sok ciekł po stole, a po moich nogach leciała ciepła ciecz. ODESZŁY MI WODY! Krzyknęłam do siebie w myśli. Powoli wstałam do blatu i zadzwoniłam po Patricka.
-Proszę przyjedź.
-Samochodem? - spytał zdziwiony.
-Nie kur*a koniem. - mruknęłam, a chwilę później jęknęłam.
-Rodzisz? - znów spytał głupkowato.
-Nie, wiesz? Siedzę na kiblu i sram. Jezu człowieku przyjedź proszę! - rzuciłam telefonem na blat.
Przy pomocy ściany doszłam do salonu. Usiadłam w fotelu. Chwilę później do domu wpadł wystraszony Patrick.
-Izzy? - próbował udawać opanowanego.
-W salonie. - jęknęłam. Zamknęłam oczy i słyszałam ciche słowa.
-Izzy? Izzy kur*a odezwij się! Izzy? - odpływałam.
***
-Izzy? Słyszysz mnie? - pyta jakiś cichy głos. Powoli otworzyłam oczy. Patrze w lewo lamka, w przód nogi, w prawo jakaś babka w kitlu. Stop. NOGI?! Gdzie mój brzuch?! Gdzie moje dzieci?! Czy je straciłam? Boże nie. Po policzkach zaczęły płynąć gorące łzy.
-Gdzie są moje dzieci? - spytałam cicho.
-Za chwilę je zobaczysz. - uśmiechnęła się pielęgniarka.
-To. To. To znaczy, że ich nie straciłam?
-Nie. Oboje są duzi i zdrowi. - pielęgniarka poprawiła mi poduszkę i chwile później wróciła. Po kilku minutach wróciła z dwoma maluszkami w inkubatorze, wraz z nią wszedł Patrick. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i ucałował mnie w czoło.
-Gratulacje. - szepnął.
-Dzięki. - zaśmiałam się cicho. Po chwili trzymałam na rękach małą śliczną dziewczynkę.
-Adisa. - pocałowałam ją delikatnie w czółko.
-Jak? - spytała pielęgniarka
-Adisa. - powtórzyłam.
-Dlaczego Adisa? - spytał Patrick.
-Jej biologiczny ojciec chciał by dziewczynka tak się nazywała po jego praprababci. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-No dobrze, a chłopczyk? - podała mi małego położna.
-Fidan. - powiedziałam cicho, a po chwili dodałam głośniej - Fidan Matheow.
-Dwa imiona? - spojrzała na mnie.
-Tak. - uśmiechnęłam się na wspomnienie.
-A nazwisko?
-Pads. - powiedziałam nie chętnie. - Adisa i Fidan Pads.
-Dobrze. Dzieci pobędą z tobą jeszcze jakiś czas, a później je zabiorę. - no i wyszła.
-Izzy, dlaczego nie ma tu ojca dziecka? - spytał cicho Pat.
-To zwykły frajer. Zdradził mnie z moją najlepsza przyjaciółką dzień po zaręczynach.
-A wie, że urodziłaś?
-Nie i się nie dowie. - mruknęłam.
-Dlaczego?
-Nie chce by moje słoneczka miały coś wspólnego z tym zdrajcą.
-Ok. Muszę lecieć. Wpadnę wieczorkiem. - pocałował mnie w policzek. - Trzymaj się. - ruszył do drzwi.
-Patrick. - zatrzymałam go w progu.
-Tak? - odwrócił się do mnie.
-Dziękuje. - uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co, mała. - zamknął za sobą drzwi, a ja zostałam z moimi małymi maleństwami. Teraz dla nich żyje.
~Ellen~
Słońce. Woda. Piasek. Przyjaciele. Ognisko. To jest super początek wakacji.
Siedzieliśmy wszyscy wokół ogniska. Śmieliśmy się i piliśmy. Nie którzy piekli kiełbaski, a nie którzy pianki.
Leżałam oparta o kłatkę piersiową Matt'a. Który pił piwo. Usłyszałam wibracje telefonu. Wyjęłam szybko komórkę i odczytałam zawartość wiadomości.
"Od: Izzy<3
Już po wszystkim śliczne dwa bobaski. Proszę nie mów nic Dominic'owi, albo, że maluchy nie urodziły się żywe. Proszę, nie chce go widzieć. Kocham Cię Izzy. :* "
Dlaczego ona karze mi kłamać? Dlaczego ona chce ze mnie zrobić kłamczuchę? Ale czego się nie robi dla przyjaciółki?
-Ellen, wszystko ok? - spytał Matty.
-Nie. - mruknęłam i wymusiłam łzy.
-Co się dzieje? - spytał Dom.
-Izzy urodziła... - przerwałam. - Ale nie żywe. Zbyt wiele stresu...
----------------------------------------------------------------------
Adisa Pads - Córeczka Izzy i Dominic'a
Fidan Matheow Pads - Syn Izzy i Dominic'a. Brat Adisy
--------------------------------------
Bum Bum Bum Cyk Cyk Cyk xd
Jest kochani jest!
Co sądzicie?
Dzięki Wiki za pomoc bez Ciebie bym nie napisała tego :*
Nienormalna <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)