Leże i nasłuchuje się rozmowie. Na dole toczy się wymiana słów między babcią, a ojcem. Odkąd ojciec przyjechał minęło 25 godzin. To zbyt dużo. Zbyt dużo.
Nagle do mojego pokoju wpadł rozzłoszczony Dominic.
-Co to ma być?! - krzyknął rzucając na moje łóżko gazetę.
-O co Ci chodzi? - spojrzałam na niego.
-O co mi chodzi? Nie czytałaś gazety? Looknij główną stronę. - nadal krzyczał.
-Spokojnie. - wzięłam gazetę i zaniemówiłam. Na samym środku widniało moje i Justin'a zdjęcie. A nad nim wielki nagłówek "Czyżby nowa dziewczyna?" - Dom to nie tak jak myślisz. To nic nie znaczy!
-Dla Ciebie to nic nie znaczy?! Zdradziłaś mnie!
-Ja? Ja Cię zdradziłam. Hahaha śmieszny jesteś. A teraz wyjdź. Wyjdź stąd jak najprędzej. Nie chcę Cię widzieć. - wskazałam palcem w stronę drzwi. - Albo wyjdziesz sam, albo Ci pomogę.
-Izzy to nie tak miało wyglądać, nie chciałem. Proszę, nie, przepraszam. - zauważyłam, że mu zależy.
-Nie Dom. Koniec. Mam dość twojego ciągłego oskarżania mnie. Spieprzyłeś to.
-Nie Izzy proszę.
-Wyjdź! - krzyknęłam.
-Przepraszam. - wyszeptał odchodząc. Dopiero, gdy wyszedł z oczu popłynęły mi łzy. Jak on mógł? Tak bez wytłumaczeń mnie oskarżać. Zadzwonił mój telefon.
-Tak? - spytałam w urządzenie.
-Izzy? Przepraszam. - usłyszałam
-Yyy z kim gadam? - pierwsze podejrzenie padło na Dominic'a, ale to nie mógł być on. Przecież mam jego numer.
-Oj sory. To ja Bieber.
-Aaaaa hej. Co się dzieje?
-Przepraszam za zdjęcie w gazecie.
-To nie twoja wina. Nic byś na to nie poradził.
-Muszę się z Tobą spotkać i przeprosić. A no tak mam jeszcze dla ciebie propozycję.
-Okej, ale gdzie?
-Ta śmierdząca kawiarenka?
-Okej będę czekać. - rozłączyłam się i pobiegłam się przebrać. Gotowa wyszłam bez słowa z domu, jedyne co zauważyłam to babcie wraz z ojcem, którzy siedzieli na sofie i oglądali telewizor.
***
Siedziałam i czekałam na Justin'a. Zamówiłam sobie czekoladę, ale po jednym łyku odstawiłam ją na bok. Spojrzałam na chłopaka siedzącego nieco dalej ode mnie. Przyglądał mi się odkąd tu przyszłam. Nagle wstał od stolika i usiadł na krześle na którym powinien siedzieć Justin.
-Cześć. - przywitał się.
-Eee hej. Znamy się?
-Tak, chodzisz ze mną do jednej klasy.
-Sorry, ale chyba nie nadajemy na tych samych falach. - uśmiechnęłam się grzecznie.
-Nie na prawdę.... - zaczął, ale jakiś głos mu przerwał.
-Nie zrozumiałeś? Ona nie chcę z tobą gadać. - był to JB.
-Okej spoko. - chłopak odszedł.
-Izzy na prawdę przepraszam.
-Oj zamknij się. Eee nie powinieneś się skrywać?
-Eee powinienem, ale mam to w dupie.
-Eee dlaczego?
-Eee sam nie wiem.
-Eee spoko.
-Eee może pójdziemy do mnie? Tam spokojnie pogadamy.
-Eee okej. - ruszyliśmy w stronę auta, ale tym razem nie zobaczyłam Kimberlly tylko jakiegoś czarnego Jeep'a. - A ten jaką nazwę nosi?
-Jake. Jakeuś. Jackob. Wsiadaj.
-Okej.
***
-Jak to? - siedziałam przy stole z kubkiem gorącej herbaty i nie mogłam uwierzyć w słowa Bieber'a.
-Tak to. Greta złamała nogę i nie ma kto prowadzić choreografii. Więc pomyślałem sobie, że może ty... - uśmiechnął się do mnie.
-Ale wiesz. Ja nie jestem zawodową choreografką. W Nowym Yorku prowadziłam zajęcia dla starszych osób, którzy występowali, ale no wiesz... nigdy nie pomagałam przy tańcu dla gwiazdy.
-To nie ma znaczenia. Dla mnie jesteś idealna to powinno wystarczać. - spojrzał mi głęboko w oczy, poczułam chęć pocałowania go. /Stop. Izzy przystopuj. Niedawno zerwałaś z Dom'em. A teraz masz ochotę go pocałować. O nie./ - Przestań o tym myśleć tylko powiedz mi czy się zgadzasz.
-Co masz na myśli mówiąc " przestań o tym myśleć"?
-To. - Jus wstał i zbliżył nasze usta w pocałunku. Miło było. Objęłam go za szyję. Podniosłam się z krzesła, a Jusin podniósł mnie za pupę tak, że oplatałam go nogami. Posadził na stole. Całowaliśmy się dalej. / Nie wiem sama co we mnie wstąpiło. Ale ja chyba jestem zabujana w nim! Tak w Justin'ie! Sama w to nie wierzę, ale tak już jest./ Przestaliśmy się całować. Uśmiechnęłam się pod nosem, tak samo Jus.
-Wiesz przyznam, że to było boskie. - wymamrotałam.
-Ja również tak uważam. Przyznam też, że od dawna o tym myślałem.
-Hahahaha. Zabawne. Nie no na serio mnie rozbawiłeś. Dobra czas wracać do tematu przed tym co się wydarzyło.
-Okej. To chcesz być? - spytał
-Oczywiście. - odpowiedziałam, a on ponownie mnie pocałował. - Mrr koteczku nigdzie Ci nie uciekam.
-Wiem, ale nie chcę stracić żadnej sekundy. - całował mnie delikatnie, było na prawdę magicznie.
-Ej Jus. - zawołał dziewczęcy głos gdzieś za mną. - Oj sory.
-Czego chcesz? - spytał patrząc na Daniel złym wzrokiem.
-Chłopcy i Scott Cię szukają.
-Okej. Zaraz wracam. Nigdzie się nie ruszaj. - pocałował mnie przelotnie i uciekł.
-On na prawdę Cię kocha. - odezwała się Dan.
-Co? O czym ty mówisz?
-Nie udawaj głupią, wiesz, że Justin jest w tobie zabujany po uszy. Gdy wczoraj wyszłaś ciągle o tobie gadał nie dało się zamknąć gęby. Sebastian się wkurzył i włożył mu skarpetkę do buzi.
-Okej. Dobra. Spoko. Dobrze wiedzieć. - wydukałam przez śmiech.
-Mam nadzieję, że Daniela Cię nie zanudziła. - w kuchni ponownie pojawił się Jus.
-Niee tylko powiedziała, że wczoraj zostałeś zakneblowany skarpetką.
-Taaa. Odpłacę mu się. Chodź do pokoju. - pociągnął mnie za rękę.
-A nie mówiłam. - Powiedziała bezgłośnie Dan. Wybuchłam głośnym śmiechem, a po chwili ona dołączyła do mnie. Usiadłam na łóżko. Poczułam się trochę zmęczona, kręciło mi się w głowie.
-Izzy wszystko ok? Trochę zbladłaś. - zaniepokoił się Jus.
-Nie wiem. - zakręciło mi się w głowie. - Muszę do toalety! - wybiegłam z pokoju i zwróciłam całe śniadanie do ubikacji.
-Izzy? Wszystko ok? - zza drzwi słychać było głos Justin'a. - Mogę wejść.
-Nie Justin. Zostań tam. Nie chcę byś widział mnie w tym stanie. - wstałam z kucek i obmyłam twarz zimną wodą. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy, blada twarz. Nie to nie ja. To jakiś sen ja nigdy tak nie wyglądałam. Nigdy. Otworzyłam drzwi i ujrzałam cztery pary zmartwionych oczu wlepionych we mnie.
-Wszystko ok? - spytał Sebastian.
-Chyba tak. - Justin objął mnie i pocałował w czoło.
-Dziewczyno ty masz straszną gorączkę! - powiedział dość głośno.
-Ciśś głowa mi pęka. - zatkałam uszy kręcą głową.
-To pewnie grypa. - odezwała się Daniel.
-Odwieziesz mnie do domu? - spytałam cicho.
-Nie powinnaś teraz jechać możesz gorzej zachorować. - Sebastian spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem.
-No właśnie. - dodał Xawier. - Chodź położysz się. - zrobiłam krok we właściwą stronę, ale chwilę potem upadłam. Jus i Sebastian od razu do mnie skoczyli.
-Podniosę ją. - ktoś się odezwał.
-Nie. Ja to zrobię. Ty przynieś coś z apteki.- dodał drugi.
-Ale co?
-Nie wiem. Nie znam się na tym! Powiedz, że jest osłabiona i ma straszną temperaturę. - nie mogłam rozróżnić głosów. Wszystko wydawało mi się, że to wszystko oddala się ode mnie. Chociaż nie to ja oddalam się od nich. Mdleje? Umieram?
***
Gdy otworzyłam oczy oślepiło mnie światło. /Gdzie ja jestem? Dlaczego nie mogę poruszać swoimi koniczynami?/ W oddali słyszałam głosy, które prowadziły rozmowę.
-Musimy jej o tym powiedzieć. - nalegał gruby męski głos.
-Ale ona ma dopiero 17 lat! Nie możecie jej o tym powiedzieć załamie się. - ten głos rozpoznam zawsze. To moja babcia. Babcia tu była. Więc jak ona tu jest to musi być też tata.
-O obudziłaś się. - ktoś zauważył, że mrugam oczami. Ten głos. To Daniela. Była tu.
-Jak się czujesz? - spytał kolejny znajomy głos. Sebastian. -Cześć. Obudziła się? - Xawier. Każdy z nich tu był, a z moich przyjaciół nikogo nie ma. Nawet Ellen.
-Hej. - wyszeptałam.
-Chcesz pić? - spytał Sebastian.
-Mhm... - przyniósł szklankę zimnej cieczy. Dopiero, gdy wypiłam kilka łyków zrozumiałam, że moje gardło było wyschnięte. - Dziękuje.
-Pomogę Ci usiąść. - Seb wsunął dłoń pod poduszkę i podniósł ją wraz ze mną do pionu.
-Mogę prosić o wyłączenie tej lampy?
-Jasne. - odezwał się Xawier. Wstał.
-Ja to zrobię. - dłoń Seby zgasiła lampę.
-Ogarnij się. - rzuciła Daniela do bruneta. - Nie zalecaj się do niej. Zajęta jest.
-Jus kazał mi jej pilnować i być na każde zawołanie. Więc się odwal. - rzucił do niej.
-Ej ej zważaj na słówka. - wtrącił się Xawier. - Nie zapominaj, że to moja dziewczyna.
-Dzień dobry Izzy. - do sali wszedł otyły facet w kitlu. - Nazywam się doktor Harry Mankey.
-Witam. - uśmiechnęłam się do niego, a on odpowiedział mi tym samym gestem.
-Musimy porozmawiać. Na osobności. - spojrzał znacząco w stronę trójki tancerzy.
-Pójdę coś zjeść. - odezwała się Daniela, która jako jedyna zrozumiała przekaz doktora. - Xawier, Seb chodźcie.
-Ja muszę być z nią. - zaprotestował Grzywacz*.
-Sebastian! - krzyknęła Dan.
-Nie okej, niech zostanie. - chłopak uśmiechnął się szeroko i przysiadł na skraju łóżka.
-Izzy, mam zła wiadomość... - zaczął, gdy zostaliśmy tylko we trójkę. - Nie jest łatwo mi to mówić, ale ty...
-Niech pan w końcu to z siebie wydusi. - popędziłam go.
-Jesteś w ciąży. - wypalił.
-Co? Co? Co? Że co? - moje oczy zrobiły się tak wielkie, że o mały włos nie wyszły z orbit. - To nie możliwe.
-A jednak. Przykro mi to mówić, ale możesz usunąć ciąże, chyba, że chcesz nosić w sobie dziecko. -Chce pan żebym zrezygnowała z dziecka? Niee to jest nie możliwe. Coś musiał pan pomylić w wynikach. Ja nie mogę być w ciąży. Chyba, że... - te nagłe bóle brzucha, wymioty, nie chęć do jedzenia, brak okresu. Powinnam dostać go dwa dni po balu. Nie wnikałam w to. - Nie. Nie. Nie. Nie. To sen, to tylko sen. - kręciłam głową. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać.
-Przykro mi. - powiedział odchodząc Harry. Poczułam czyjąś dłoń, która głaskała mnie po plecach.
-Izzy. Nie martw się wszystko będzie dobrze. Obiecuje. Pomogę Ci. - szeptał Sebastian.
-Dziękuje. Tylko proszę nie mów nic reszcie, a w szczególności Justin'owi. Obiecaj mi to.
-Obiecuje. - przytulił mnie do siebie, a ja schowałam twarz w zagłębienie między szyją, a ramieniem.
-Dziękuje.
***
~Tydzień później~
Czas do szkoły. Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, gdy wyszłam przypomniałam sobie, że zapomniałam wziąć ubrań. Owinęłam wilgotne ciało ręcznikiem. Skierowałam się w stronę szafy. Chwyciwszy potrzebne rzeczy, wróciłam do łazienki. Zamykając drzwi zdjęłam ręcznik. Stałam naga przed lusterkiem i przyglądałam się swojemu odbiciu. /Czy możecie uwierzyć, że ja Izzy Green. 17-letnia dziewczyna noszę w sobie dziecko? Dziecko chłopaka, który oskarżył mnie o zdradę? Ja też nie./ Pogłaskałam się delikatnie po brzuchu.
-Cześć kochanie. To ja twoja mamusia. Wiesz? Jesteś teraz częścią mnie. Jesteśmy dwie w jednym ciele. - mówiłam szeptem, ale po chwili zrozumiałam swoją głupotę. Przecież ona Cię nie słyszy. /ONA? Skąd mi się wzięło, że to dziewczynka?/ Zrezygnowana ubrałam się i zeszłam do kuchni.Tam siedział tata. Czytał gazetę.
-Cześć tato. - uśmiechnęłam się do niego. /Tak wybaczyłam mu to. Każdy powinien dostać drugą szanse./
-Cześć kochanie. Jak się czujesz? - wiedziałam, że chodzi mu o ciąże. Był jedną z nielicznych osób, które o tym wiedziały. Dokładnie wiedziały trzy. Sebastian, tata i babcia. Nikt więcej.
-A dobrze. - otworzyłam lodówkę, wzięłam jogurt naturalny. Z szafki wyjęłam płatki musli i wsypałam garść do jogurtu. Wziąwszy łyżkę zaczęłam jeść posiłek.
-To się cieszę. - uśmiechnął się. Był na prawdę przystojnym facetem. Zastanawiam się dlaczego nie znajdzie sobie kogoś nowego.
-Tato...
-Tak córciu? - oderwał się od gazety i spojrzał na mnie.
-Dlaczego nie znajdziesz sobie innej?
-Kocham nadal twoją matkę, Izzy. Nie mógłbym wsadzić kogoś innego na jej miejsce.
-Aha. Spoko. Dobra ja lecę. Przypomnij babci, że ma dziś po mnie przyjechać bo mam USG. - wrzuciłam pusty pojemnik do kosza. Pocałowałam ojca przelotnie w policzek.
-Okej. Trzymaj się. - pobiegłam na górę po torbę i chwilę potem byłam z powrotem. Wyszłam z domu, a moim oczom ukazał się zadziwiający widok. Sebastian stał przy niebieskiej toyocie. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Podeszłam bliżej i cmoknęłam chłopaka w policzek.
-Cóż się stało, że taki wspaniały uśmieszek pan ma?
-Dostałem pozwolenie by odwieźć panią do szkoły, czy panienka się zgadza? - otworzył drzwi od strony pasażera.
-Oczywiście, dla mnie to zaszczyt jechać z panem. - wsiadłam na miejsce, a kilka sekund później Sebastian siedział za kierownicą.
-Czemu się zgodziłeś tak wcześnie mnie zawieźć? Przecież dotarłabym sama.
-Jus kazał mi Cię pilnować przed paparazzi. A ja jestem rannym ptaszkiem. - nadal się uśmiechał.
-Tylko pamiętaj, że dziś mam USG i nie musisz ze mną jechać, babcia po mnie przyjeżdża.
-Oki doki. Jeśli coś Ci wypadnie dzwoń. Jestem na każde zawołanie. - podał mi karteczkę z numerem.
-Dziękuje.
-To mój rozkaz.
-Nie Seb, chodzi mi o całokształt. O to, że nikomu nie powiedziałeś. Że jesteś dla mnie taki miły. - pocałowałam go ponownie w policzek po czym moje policzki poczerwieniały.
-Nie ma za co Iz. - chciałam pogłośnić radio w tym samym czasie co Sebastian. Nasze dłonie się spotkały, przeszedł mnie lekki dreszcz. - Przepraszam.
-Nie no spoko. - od tamtej pory ręce trzymałam daleko od niego, on chyba o tym samym pomyślał bo odsunął się lekko.
-Jesteśmy. - odezwał się po dłuższej ciszy.
-Dziękuje. - otworzyłam drzwiczki i już wysiadałam, gdy zatrzymał mnie jego głos.
-Izzy...
-Tak? - spojrzałam mu w oczy.
-Uważaj na siebie.
-Masz to jak w banku. - zamknęłam drzwi. Odchodząc spojrzałam przez ramię. Siedział dalej i patrzył. Pomachałam mu. Nie zdążyłam się odwrócić, a wpadłam na jakąś osobę. Ściełam ją wzrokiem. Dopiero po dłuższym czasie rozpoznałam. Owen Black.
-Witaj Izzy.
-Siemanko Owen. Cio tam?
-A nudy, dawno nie było Cię w szkole.
-Aa kłopoty ze zdrowiem.
-Mam nadzieję, że nic poważnego.
-Niee. Dobra Ow spadam. Mam matmę więc wolę być punktualnie. - odeszłam szybszym krokiem.
***
Lekcje minęły spokojnie. Ellen i Matta nie było, a Dominc'a minęłam kilka razy na korytarzu.
Stałam pod szkołą czekając na babcie. Jest już 15.40, a ja jestem na 16.00 umówiona ginekologa. Nie mogłam dużej czekać. Potrzebna mi osoba, która mnie zawiezie, a potem odwiezie. Myśl Izzy myśl. Sebatian. Tak to jest to! Szukając w kieszeni karteczki z jego numerem jakiś samochód podjechał pod sam mój nos.
-Może podwieźć? - spojrzałam w szybę.
-Sebastian! Właśnie do ciebie pisałam. - otworzyłam drzwiczki i wsiadłam. - Skąd wiedziałeś, że będę potrzebować podwózki?
-Intuicja. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Po 15 minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy w kolejce.
-Seb... pamiętasz jak mówiłeś, że mogę na ciebie liczyć? - zaczęłam.
-Num.
-Wejdziesz tam ze mną?
-Ale Izzy, ja nie powinienem.
-Proszę.
-Okej.
-Izzy Green? - zza drzwi wystawała blond głowa.
-Tak to ja. - wstałam.
-Proszę. - wzięłam Sebe za dłoń. Weszliśmy do gabinetu.
-Dzień dobry. Proszę połóż się wygodnie i pociągnij koszulę. - powiedziała brunetka. Pani Dantley.
-Okej. - zrobiłam tak jak kazała. Chwilę potem posmarowała mi brzuch jakimś żelem i jeździła czymś po nim. Dzięki temu widziałam płód.
-Cieszę się, że przyszedł ojciec dziecka. Muszę wypełnić kilka papierów. - pani Dantley spojrzała na Sebastiana, który był czerwony.
-Ale to nie jest ojciec dziecka... - odezwałam się, a ona zrobiła wielkie oczy.
--------------------
* Grzywacz - przezwisko Sebastiana.
Bum bum xd
Jestem! Wyrobiłam się.
Chodź szczerze przyznam zaczęłam go pisać wczoraj wieczorem.
Zdziwieni jesteście?
Hyhy :D
Mam kilka pytanek:
Czy Izzy powie Dominic'owi, że jest z nim w ciąży?
Ma być dziewczynka, czy chłopczyk?
O co chodzi Sebastian'owi?
Dobrze zrobiła wybaczając ojcu?
To na tyle.
Aaa xd Kolejny? Zapewne za tydzień. Postaram się napisać dość długi.
Alexis :*
Izzy w ciąży :o Mam nadzieje że wybaczy Dominicowi bo on ją na prawde kocha :c Rozdział fajnie wyszedł i czekam nn. <3
OdpowiedzUsuńNo ciekawie się zapowiada. Aż brak mi słów. Nie umiem odpowiedzieć na twoje pytania ;/// Ale czekam nn. Natalia ♥
OdpowiedzUsuń